wtorek, 25 lutego 2014

I znowu się nie udało! Ja to mam pecha...

Czeeść :)
Dochodzę do wniosku, że ostatnio nie mam szczęścia do płynów dwufazowych. Po jakże nieudanym spotkaniu z osobnikiem od Ziai miałam nadzieję na udany debiut Bielendy Awokado. W końcu tyle dobrych słów zostało na jego temat powiedziane. I co? I nic. Lipa. Dno. Beznadziejnie. Porażka. Why? Ja się pytam. Why?! 
Na szczęście w końcu znalazłam bardzo dobry płyn dwufazowy. Jak to zwykle bywa, nie mogłam sobie upodobać żadnego produktu w miarę przyzwoitej cenie, bo jak to tak można?! Dokładnie mówię tutaj o płynie dwufazowym Eucerin Dermatoclean, który notabene kosztuje koło 40 zł za 125 ml. Mi się, a właściwie to mojej mamie, udało go zakupić w SuperPharmie za 10 zł. Nie zostawia tłustej warstewki i dobrze zmywa, ale... ALE nie o nim dzisiaj, a już widzę, że zapisałam dość dużo linijek pisząc o bzdetach, które niewiele osób przeczyta. (nie, nie będę robić podsumowań specjalnie dla leniuszków. Albo dla opornych. Albo dla osób, które boją się liter. I nie, nie zorganizuję terapii. Mowy nie ma.)
To może jeszcze raz przypomnę, o czym dzisiaj będziecie czytać, bo pewnie już zapomnieliście - będzie dzisiaj o beznadziejnym, totalnym beztalenciu w kategorii demakijaż, nominowanym do kategorii Beznadziejniak Roku płynie dwufazowym do demakijażu Bielenda Awokado. 

Opakowanie nie zapowiadało katastrofy. Ot, taka zwykła plastikowa butelka o pojemności 125 mililitrów. U góry żółta zakrętka. W transporcie nic się nie dzieje - nie wylewa się nic a nic. Na butelce zdjęcie awokado.
Teraz mała zabawa w maszynę "wstrząsającą". Płyn ładnie się łączy i nawet długo utrzymuje ten stan tzn. zdążycie zmyć makijaż oczu. :)
Otwór jest w sam raz - wylewa dobrą ilość płynu, który nie pachnie niczym szczególnym. Taki tam zwyklak.
Łagodny płyn? Niezwykle delikatny? Większej bzdury nie słyszałam. Naprawdę. Jeśli płyn choć w minimalnej ilości, podkreślam MINIMALNEJ, dostanie się do oka to marny jest Twój los człowieku. Dzięki niemu wyłzawiłam się za wszystkie czasy.
Jakby tego było mało produkt zamiast zmywać makijaż to go rozmywa (może producentowi pomyliły się słowa?), więc... SŁABO.
Co tam jeszcze można powiedzieć? Zostawia tłustą, okropnie tłustą warstwę. FUUUU. 
Ale jednego mu odmówić nie można - wydajności. On się chyba nigdy nie skończy. *męczeńskie jęki*
Płyn kosztuje coś koło 7-10 zł. Nie wiem, gdzie tak właściwie jest dostępny, bo ten produkt wygrałam w jednym z rozdań. Żałuję, że u mnie się nie sprawdził. Chyba jednak zostanę przy swoim Eucerinie. ;)

A Wy miałyście go? Zgarnia wszędzie bardzo dobre opinie, tylko nieliczne osoby są niezadowolone. No cóż, bywa i tak. :D 


Pozdrawiam, Fabryczna :) 

niedziela, 23 lutego 2014

Nowości w mojej kosmetyczce #14

Hej :)
Teoretycznie miało w tym tygodniu nie być postu z nowościami kosmetycznymi, ale jak zobaczyłam w piątek co dostałam od dziewczyn (przyjaciółek,które na 98% to czytają - czujcie się pozdrowione :D) z okazji urodzin (już za 6 dni! :D) to już wiedziałam, że stworzę tego typu wpis. Również domyślam się, że lubicie czytać takie moje wywody na temat nowości (a raczej ich brak) to wychodzę Wam naprzeciw.
Tym razem będzie krótko i na temat, bo wiele zdjęć nie mam. :P
Zacznę od najnowszych kosmetyków, czyli prezencie od przyjaciółek. :))
- metalowe pudełeczko w kształcie serca, a w środku kryły się cukierki Jelly Beans ♥
- wosk zapachowy Yankee Candle - powoli zaczyna się to przeradzać w coś więcej niż fascynację... :D
- peeling myjący Farmona Sweet Secret o zapachu migdałów - pięknie, pięknie pachnie. Same migdały!
- tonik rumiankowy Ziaja - Garnier się powoli kończy i raczej do niego na razie nie wrócę. Znudził mi się. :D
- peeling morelowy Soraya - jeden z głośniejszych produktów w blogosferze. Zobaczymy o co tu chodzi...
- masło do ciała kakaowe Perfecta SPA - żałowałam, ze wykończyłam wszystkie masła ze swoich zapasów. Mam kolejne! :D Na dodatek kakaowe.
- puder do kąpieli Organique - polecany praktycznie wszędzie, a że produkty Organique mnie ciekawią to sobie zażyczyłam. :)
- Wibo Eliksir nr 08 - tak, dostałam czerwoną pomadkę. :D Może nie jest ona taka typowo czerwona, bo efekt jest delikatnie półtransparentny, ale nie wyglądam w niej idiotycznie. :D
- lakier My Secret Confetti 177 Celebration 
- lakier Catrice Ultimate Nail Lacquer 36 Mint Me Up 

Kolejna paczka pochodzi z wymiany z pewną Wizażanką. ;) Nazwy lakierów podaję od lewej strony, tak aby panował choć minimalny porządek. :D
- Essence Colour&Go 110 modern romance - na zdjęciu wyszedł jakoś tak brzydko. Na żywo nie wygląda tak smutno. :D
- Miss Sporty Clubbing Colour nr 313
- Essence Oz the Great and Powerful cream blush - róż w kremie. Ciekawe... :D
- MIYO Mini Drops nr 60 Exotic Flower
- P2 Sand Style 010 Adorable
- Miss Sporty Clubbing Colour nr 453
- Essence Colour&Go 106 free hugs

Oto moja wygrana u Agaty.  Spodziewałam się tylko wygranej, a tu miła niespodzianka - Agata postanowiła spełnić jedną z moich zachcianek, a mianowicie dorzuciła jedwab do włosów z Green Pharmacy. Chyba czyta mi w myślach. :D Jeszcze w paczce znajdowały się:
- węglowa myjka do twarzy Coalface od Lush - na zdjęciu nie ma, bo już poszła w ruch. Troszeczkę capi, ale tylko minimalnie. ;)
- kremowa babeczka do kąpieli z Bomb Cosmetics o zapachu budyniu z rabarbarem - jej już nie ma. Po prostu wzięłam ją i wrzuciłam do wanny. :D Muszę przyznać, że przyjemny to był "gadżet". Zapach wypełnił całą łazienkę, a woda zabarwiła się na żółto (chlip, chlip - czemu nie na różowo?! :)
- Lush Honey I Washed the Kids - cały pokój pachniał tym mydłem! Gdziekolwiek go nie położę zapach szybko się rozchodzi. Czuję, że może być dobrze.
- Tołpa Dermo Face Hydrativ, maska kompres nawilżająco-odprężająca - tyle osób ją lubi - może też się u mnie sprawdzi?
- Nuxe Body, miniaturka żelu pod prysznic z migdałami i płatkami kwiatu pomarańczy - z Nuxe miałam słynny olejek, a teraz mam żel. :)
I próbki paru kosmetyków w tym z Organique Mask&Wash Cream wersja: trawa cytrynowa :) Spróbuję użyć jej do twarzy - chyba krzywdy nie zrobi? :D

To by było na tyle. Mam nadzieję, że w nadchodzącym tygodniu pojawią się tutaj jakieś wpisy, ponieważ zapowiada się pracowite 7 dni. 

Pozdrawiam, Fabryczna :)

sobota, 22 lutego 2014

Gdzie warto zagościć w blogosferze? Część 2

Cześć :) 
Ostatnio pisanie o moich ulubionych blogach sprawiło mi mnóstwo radości. Z Waszej strony też zostało to przyjęte entuzjastycznie, więc oto i jest kolejna część. Mam nadzieję, że podane poniżej blogi spodobają się Wam na tyle, że z chęcią dołączycie do grona obserwatorów tychże stron. :)
1. 1001 pasji
Nie ma chyba osoby, która nie znałaby Hexxany. Może ten blog był oczywistą oczywistością w tym zestawieniu, ale musiałam go tu umieścić. Bardzo lubię tam zaglądać. Podziwiam Hexxanę za HexxBoxa czy nawet za zorganizowanie Mikołajek. Dzięki Hexx odkryłam też parę zupełnie nieznanych mi wcześniej kosmetyków.  Jestem pod wrażeniem jej pomysłowości. Sam motyw z czarownicą jest rozbrajający. :D
 Blog 1001 pasji jest przykładem jak wiele można osiągnąć pracą i wytrwałością. :)

2. Aswertyna (Atelier Urody)

Co do tego bloga to nie miałam żadnych wątpliwości. Musiał się znaleźć w tym zestawieniu i koniec kropka. Jeśli nie lubicie czytać to nawet tam nie wchodźcie - kilometrowa ilość tekstu Was powali i nie wstaniecie, a nie chcę Was mieć na sumieniu. :D Ja tam lubię duże ilości teksu z wieloma, wieloma wtrąceniami czasami zupełnie nie na temat. Lubię się pośmiać czytając wpisy czy podyskutować na tematy błahe czy nawet śmieszne w swej głupocie. To wszystko znajduję u As. :) Dodatkowo autorka bloga jest naprawdę fajną (próbowałam znaleźć innej słowo - opornie mi szło) dziewczyną. :)

3. Lipstick and Kids
Tej pozycji pewnie większość z Was nie zna. Niestety muszę stwierdzić, że macie czego żałować. Warto wpaść choć na moment, a zakładam, że nie wyjdziecie stamtąd zbyt szybko. Recenzje czy inne posty (zdobienia, makijaże <choć tu akurat mało jest tekstu>) wciągają mnie - po przeczytaniu paru zdań nie ma bata, bym nie skończyła czytać. (a przy niektórych blogach po przeczytaniu pierwszych dwóch zdań po prostu mnie "odrzuca" do czytania dalej) Komentując blog możesz być pewien, że Lipstick and Kids Cię nie pominie - odpowiada na każdy komentarz przez co wywiązuje się swego rodzaju konwersacja. :)

4. Picola World 
Bardzo, ale to bardzo pozytywnie nakręcona osoba, a takie lubię. :)) To główny czynnik, który powoduje stałe powroty do Picoli, bo niewiele jest osób, które mimo jakiś tam przejściowych problemów zachowują ogromną pogodę ducha. Na uwagę zasługują także posty bogate w treści, których nie czytałam nigdzie indziej. Nawet zwykłe recenzje nie są tak do końca "zwykłe". Na blogu znajduje się także seria "Ślubne rozważania", która może zainteresować przyszłe panny młode. :)
W tajemnicy wspomnę Wam też, że Picola jest bardzo zdolną dziewczyną - rysuje śliczne portrety! :)

5. Tęczowa Banieczka
I na zakończenie przedstawię Wam kolejną bardzo miłą osobę - Tęczową Banieczkę. Jest to blog, który poznałam dzięki Aswertynie. Czytanie wpisów sprawia mi wielką przyjemność (komentowanie również). Raz w tygodniu, a konkretnie w poniedziałki, publikowane są wpisy na temat lakierów do paznokci (Świeżo Malowane Poniedziałki). Jak wpisów na temat lakierów do paznokci zbytnio nie lubię (są wyjątki jeszcze poza tym blogiem) tak tutaj wręcz z niecierpliwością wyczekuję kolejnego postu z tej serii. Również głównie dzięki Tęczowej Banieczce zachorowałam na asortyment Inglota. :D


I jak tym razem? Znacie któryś z blogów? Co o nich sądzicie? Wyczekujcie kolejnej części niebawem. :)
Pozdrawiam, Fabryczna :)

środa, 19 lutego 2014

Lepszy kolor moich ust!

Cześć :)
Ostatnio kolorówkowo się tutaj zrobiło. Ale dla zwolenników pielęgnacji mam dobrą wiadomość - na razie koniec kolorówkowych recenzji. :) W weekend możliwe, że będzie mnie tutaj troszkę mniej, ale mam nadzieję, że uda mi się w miarę regularnie odpowiadać na Wasze komentarze.
A dzisiaj coś co każda z nas raczej lubi, czyli produkt naustny w dość neutralnym kolorze. A mowa tu o szmince Essence Longlasting nr 07 Natrural Beauty.
Opakowanie szminki jest wykonane z twardego, czarnego plastiku, który jest wytrzymały i nie rysuje się. Na górze opakowania jak i na sztyfcie znajduje się wytłoczona litera "E".
Szminka przy zamykaniu wydaje charakterystyczny "klik" co oznacza, że produkt został dokładnie zamknięty i nie otworzy się w trakcie transportu (jak Wibo Eliksir...).
Nie ma żadnego szczególnego zapachu - ot, tak jak szminka pachnie. Nic nadzwyczajnego, nie ma co się ekscytować czy sikać w majty. :P Ma kremową konsystencję, gładko sunie po ustach. Na pewno do jej aplikacji potrzebne jest lusterko - bez niego może być problem i mała, szminkowa katastrofa gotowa. :D
Szminka nie podkreśla suchych skórek - mogę się nawet pokusić o stwierdzenie, że delikatnie, bardzo delikatnie nawilża. Bardzo przyjemnie "nosi się" na ustach. Szminki są dobrze napigmentowane.  Jedynie mogę przyczepić się do określenia "longlasting" - serio? Longlasting? Chyba producent nie widział (poprawka - nie używał) długotrwałej szminki. Ten wytwór utrzymuje się góra 2-3 godziny bez jedzenia i picia, więc trochę średnio.
Szminka kosztuje 9,99 zł i dostaniecie ją tam, gdzie szafy Essence są dostępne, czyli np. Drogerie Natura, Hebe. Gama kolorów jest bardzo szeroka. Do wyboru mamy aż 10 odcieni - od nudziaków, po róże, fiolety aż na czerwieni kończąc.
Jak za taką cenę z pomadek jestem bardzo, ale to bardzo zadowolona. Nawet bardziej niż z Wibo Eliksir, które tańsze są o złotówkę. Zastanawiam się, czy nie zaopatrzyć się w jakiś jeszcze inny kolor. Tylko jaki?! :D Zastanawiam się nad czerwienią, ale nie wiem czy będę się w niej dobrze czuła. Też macie takie opory przed pomalowaniem ust czerwoną szminką? 

Miałyście ten produkt? Macie jakieś porównanie do tych z Wibo Eliksir? :)

Pozdrawiam, Fabryczna :)

poniedziałek, 17 lutego 2014

Najpierw różowy, potem żółty, a na koniec...

Hej :) 
ZIELONY! Kto z Was nie zna słynnych tuszów z Lovely/Wibo? Szturmem podbiły i ciągle podbijają blogosferę. Miałam już różowy od Wibo (Extreme Lashes), żółty z Lovely (Curly Pump Up), więc teraz czas na zielony od Wibo. Interesuje mnie jeszcze niebieski z Lovely (Spectacular Me), ale to później. :)
Tusz do rzęs kupujemy w plastikowym, zielonym opakowaniu, które mi się średnio podoba. Za niecałe 10 zł dostajemy 8 ml. Z założenia jest to pogrubiająca maskara, która ma stymulować wzrost naszych rzęs. Czego to producenci nie wymyślą!
Fajnie przemyślane jest zakręcanie tuszu. Gdy produkt jest już dokręcony to czuć jakby taki "bezgłośny klik".
Szczoteczka jest nietypowa - bardzo mała, silikonowa z małymi włoskami. Raczej nie nabiera za dużo produktu.
Gdy kupujemy tusz (i uda nam się akurat trafić na niezmacany egzemplarz) jest on trochę zbyt mokry, by mógł pokazać na co go stać. Dopiero po upływie tygodnia w porywach do półtora, efekt jest taki jaki powinien być.
Na pewno o stymulowaniu wzrostu rzęs nie ma co mówić - tusz raczej nie posłuży nam za odżywkę. 
Tusz na pewno w pewnym stopniu pogrubia rzęsy, ale mam wrażenie, że bardziej je wydłuża. Daje też ładną czerń. Nie zauważyłam, by zdarzały się grudki czy pajęcze nóżki.
Produkt w dziwny sposób wyparowuje z naszych rzęs. Nie kruszy się, ale po 8h na rzęsach już nie ma śladu po tuszu. Dziwne? No właśnie.
Dopóki nie użyłam tuszu z Benefitu czy Bourjois uważałam go za ideał. Teraz jest inaczej - przegrywa z tymi dwoma. Głównie jeśli chodzi o trwałość, a w pojedynku z Bourjois też o efekt. Jednak nie jest to zły produkt. Na pewno kupię go ponownie, gdy mój budżet na kosmetyki będzie mały. (Bourjois - 50 zł; Wibo - 10 zł) Warto go kupić choć raz i zobaczyć czy efekt będzie nam odpowiadał. :) Dla mnie jest on naprawdę dobry, ale z tymi dwoma przegrywa. 
Kupić go można w każdym Rossmannie. Przy -40% kosztuje około 6,50 zł, więc naprawdę niewiele.

Miałyście kontakt z tuszami Wibo/Lovely? Co o nich sądzicie? Macie jakiś swoich faworytów? 
Pozdrawiam, Fabryczna

sobota, 15 lutego 2014

Gdzie warto zagościć w blogosferze? Część 1

Witajcie :)
W którymś z postów zastanawiałam się, czy nie napisać o moich ulubionych blogach. Pewne dwie osoby wyraziły swoją chęć na poczytanie o moich ulubionych zakątkach w blogosferze, więc postanowiłam, że napiszę o nich co nieco.
Mam nadzieję, że dzięki mnie poznacie wiele "perełek" i zagościcie tam na dłużej. Jest to moja subiektywna opinia, z którą nie musicie się zgadzać. :) Podrzucajcie też linki do Waszych ulubieńców - z chęcią odkryję nowe miejsca.
Kolejność wymieniania blogów nie ma znaczenia - wszystkie lubię tak samo. :)

1. Zaczarowanaa
Co prawda wpisy nie są dodawane zbyt często, ale to nie przeszkadza, by blog znalazł się w tym zestawieniu. :) Przede wszystkim bardzo podoba mi się szata graficzna. Jest przepiękna, o czym już wiele razy wspominałam. Zaczarowanaa robi piękne wzorki na paznokciach, ale nie to uwiodło mnie najbardziej.
Autorka bloga jest niesamowitą dziewczyną. Przegadałyśmy razem już wiele, wiele godzin. Dla mnie niesamowite jest to jak w krótkim czasie zmienił się mój stosunek do Zaczarowanej. Nigdy nie wiedziałam, co wszyscy widzą w tym blogu - teraz już wiem. Wchodząc tam, czujesz się jak u dobrej koleżanki - to lubię! :)

2. Madstel-kosmetycznie

Blog, który znam od początku. Dosłownie. :) Trafiłam tam, gdy szukałam sobie jakiś nowych blogów do poczytania, a że akurat autorka bloga zostawiła u mnie komentarz to postanowiłam zajrzeć. :)
Magdalena S-K uwiodła mnie swoimi recenzjami - są długie i szczegółowe. Jeśli zastanawiam się nad zakupem jakiegoś kosmetyku to zazwyczaj najpierw tam sprawdzam opinię (ostatnio coraz mniej wierzę KWC - wolę zdecydowanie przeczytać opinie na blogach. Wybaczcie wtrącenie.) . Jeśli zostawicie tam komentarz to na pewno nie zostaniecie pominięci - Magdalena odpisuje na każdy komentarz u siebie - cenię to choć sama dopiero niedawno zaczęłam tak robić (i widzę różnicę - pozytywną. :)).

3. Buduar Margotki

Blog, na którego trafiłam dzięki Aswertynie. Znacie to uczucie, gdy wchodzicie na bloga i od razu wiecie, że zostaniecie tam na dłużej? Taka jakby "magiczna nić przyciągania"? Odczułam coś podobnego. :) Wiecie co najbardziej lubię u Margotki? Off topy - w życiu bym na to nie wpadła. Naprawdę świetny sposób przekazywania wiadomości nie do końca związanych z samą treścią bloga czy ogólnie tematyką.
Jeśli nie znacie (i lubicie koty :D) to warto się zapoznać z tą pozycją. Drugiego takiego miejsca w blogosferze nie widziałam. :)

4. Rogaczki Kosmetyczne
Strona, na którą bardzo lubię wchodzić - autorka bloga czyli rogaczki ma poczucie humoru. A co bardziej rozweseli Fabryczną po smutnym i jakże dołującym dniu jak nie dobrze napisana recenzja z choćby minimalną dawką humoru? :) Bardzo podoba mi się także pomysł z Kosmetycznym Związkiem Zapaśniczym. Jest to bardzo dobrze przemyślana seria, której zawsze z niecierpliwością wyczekuję.

5. Kosmetyki Moniki
I ostatni blog w tej części zestawienia, który "odkryłam na nowo" stosunkowo niedawno. Po pierwsze bardzo, ale to bardzo podoba mi się szata graficzna bloga! Jest wesoło, różowo (wielką fanką tego koloru nie jestem, ale tutaj ma taki ciekawy odcień) i optymistycznie. :) Do tego posty zdobią świetnie zrobione zdjęcia. Wszystko ma swoje miejsce, panuje ład i porządek. Gdy widzę nowy post na tym blogu to zapisuję go w zakładkach po to, aby przeczytać go na spokojnie później i delektować się każdy słowem.

Pokrótce przedstawiłam Wam pierwszą część miejsc wartych odwiedzin. :) Na pewno będą kolejne, bo to jeszcze nie koniec - cała strona w notatniku zapisana nazwami waszych blogów czeka na opublikowanie. 
Mam nadzieję, że podoba Wam się tak przedstawiona seria. 

Pozdrawiam, Fabryczna

czwartek, 13 lutego 2014

Czy bita piana ma prawo bytu?

Hej :) 
Kiedyś wspomniałam, że podkładów nie używam, jedynie podróbki "BB" kremów (choć to już przeżytek - teraz nastała era CC i DD kremów :P). Kiedyś ten pierwszy raz musiał nastąpić. Max Factor Whipped Creme w kolorze 45 Warm Almond trafił do mnie poprzez wygranie rozdania u my vison of makeup! . Sprawdził się u mnie?
Podkład kupujemy w małym, bo tylko 18 ml, szklanym słoiczku. Nakrętka wykonana jest z czarnego plastiku. Całość prezentuje się bardzo ładnie. Niestety mam jedno zastrzeżenie co do nakrętki - zostają na niej ślady paluchów. Transportowana ciągle z miejsca na miejsce - nic się nie obdrapało itd. ;)
Jak dla mnie pomysł ze słoiczkiem jest w 100% trafiony - nic się nie zmarnuje! A w tym wypadku bym bardzo żałowała... (-Co robisz Ewa?! Miałaś siedzieć z tym cicho i nic nie mówić, bo teraz sobie wszyscy pójdą albo w najlepszy wypadku nie przeczytają wpisu do końca; - Oj zamknij się!) <--- jakby co, to była kłótnia mojego wewnętrznego ja
Konsystencja podkładu przypomina ubitą pianę - jest lekka i przyjemna. Nie pozostawia smug na twarzy. 
Zapach nie należy do najlepszych. Ciężko go do czegokolwiek przyrównać (może trochę jak farba pachnie? No nie wiem).
Obawiałam się czy kolor będzie dla mnie odpowiedni. Na szczęście pasuje idealnie. :) Jednak wybierając odcień dla siebie, warto wziąć pod uwagę, że może się utlenić. U mnie zdarzyło to się dwa razy. Nawet nie wiem czemu - ot tak po prostu się wziął i się utlenił. Teraz już tak nie robi. :)
Jeśli liczycie na krycie to możecie go sobie odpuścić. Podkład ładnie wyrównuje koloryt skóry i nie robi tzw. maski. Wygląda na twarzy bardzo naturalnie. Nie matuje, ale też nie błyszczę się po nim. Nie wchodzi w pory i nie zbiera się w jakiś nieporządanych miejscach. Nie wysypało mnie po nim ani nie zapchało. :)
Myślę, że do cery tłustej ani do takiej, gdzie potrzebne jest duże krycie raczej się nie będzie nadawał, ale jako posiadaczka cery mieszanej jestem zadowolona. Nawet bardzo. 
Nie rozumiem tylko, czemu w Polsce dostępne są zaledwie 4 odcienie: 45 Walm Almond, 50 Natural, 55 Beige, 75 Golden. Przecież 45 Walm Almond wcale nie jest jasny, a większość kobiet mieszkających w Polsce ma raczej jasną karnację, a nie lekko śniadą. Ale tego nigdy nie zrozumiemy. Zagadka XXI wieku.
Podkład nie należy też do najtańszych - za 18ml w Rossmannie przyjdzie nam zapłacić 49,90 zł. 

Próbowałyście? Wiem, że swego czasu w gazetach i drogeriach można było dorwać próbki tego podkładu. 

Uściski, buziaki i udanych walentynek, 
Fabryczna :)


wtorek, 11 lutego 2014

Kultowy produkt Benefitu - warto?

Hej :)
W tym wpisie zrecenzuję Wam pierwszą pozycję z mojej Wishlisty, którą udało mi się odkreślić. Na Wizażu mam swój wątek wymiankowy, dzięki któremu mam szansę przetestować produkty, do których dostępu nie mam. Tak jest też z tuszem marki Benefit They're Real! Jeden z bardziej kultowych produktów tej marki zaraz koło Benetintu czy Hoola.
Opakowanie jest plastikowe i przypomina jakby lustro - odbija się w nim otoczenie. Design podoba mi się - jest prosto i bez udziwnień. Producent zaleca, aby 8,5 g produktu zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia.
Szczoteczka jest bardzo duża jak na moje oko! :D Szkoda, że nie widzieliście mojej miny jak ją zobaczyłam. Poza tym jest silikonowa i ma krótkie włoski. W moim odczuciu na szczoteczce zbiera się trochę za dużo tuszu przez co zwiększa prawdopodobieństwo sklejenia rzęs. Jednak, gdy szczoteczkę delikatnie obetrzemy z tuszu lub po nałożeniu go rozczeszemy inną szczoteczką wszystko jest OK.
Największą i chyba najlepszą zaletą tego tuszu jest trwałość. Na rzęsach trzyma się cały dzień! Przetestowany w różnych warunkach - żaden produkt się tyle nigdy na moich rzęsach nie utrzymywał! 
Wspaniała trwałość = trudności w zmywaniu. Niestety. Nawet dwufazówką. 
Kolejną zaletą jest jego kolor - to prawdziwa czerń. Wręcz głęboka. 
Tusz ładnie pogrubia i wydłuża rzęsy. Najczęściej nakładałam jedną do dwóch warstw i efekt był taki bardziej "teatralny". 
Czemu nie ma zdjęć jak wygląda na rzęsach? Próbowałam, musicie mi uwierzyć. Ale wyglądały jak (za przeproszeniem) psu z dupy. 
Tusz nie należy do najtańszy. Musimy za niego zapłacić około 85 zł. 
Szczerze powiedziawszy to nie wiem, czy kupiłabym go. Raczej nie. Używam go głównie wtedy, gdy potrzebuję tuszu, na którym się nie zawiodę, bo czeka mnie np. ważne spotkanie. 

Znacie może jakiś zamiennik tańszy zamiennik Benefitu? :)
Pozdrawiam, Fabryczna :)

niedziela, 9 lutego 2014

Nowości w mojej kosmetyczce #13

 Heej :) 
Tym razem w tym poście nie będzie żadnych moich zakupów. O dziwo, przez cały styczeń kupiłam tylko glinkę i malutki zestawik w Organique i nic więcej. Null, zero, nic. I dobrze mi z tym, naprawdę. :D
Ale to nie znaczy, że w mojej kosmetyczce nie pojawiają się żadne nowe produkty. Chciałoby się. :P
Zacznę od najstarszej przesyłki, którą otrzymałam od autorki bloga Buduar Margotki (warto wejść jak na właściwie wszystkie blogi, o których tutaj wspomnę - zastanawiam się czy nie zrobić wpisu czy dwóch o blogach, na które lubię wchodzić. :))
Wszystkie kosmetyki są marki Eveline:
- 100% kwas hialuronowy, serum nawilżająco-wygładzające - poleciało do mamy i chyba nawet używa :) 
 - Arganowy suchy olejek do ciała
- Slim Extreme 4D, intensywne serum redykujące tkankę tłuszczową -
zastanawiałam się, czemu wokół tego kosmetyku jest tle szumu. Teraz już wiem czemu. :)  
- Młode dłonie, nawilżający peeling do rąk z ekstraktem wanilii -  ten zapach ♥  
 - Młode dłonie, odmładzający krem do rąk - to również poszło do mamy i chyba jej przypadł do gustu. 
Dzięki Beacie z bloga Ale-babki  mam okazję wypróbować słynnych kosmetyków z Bath&Body Works. Dostałam mydło z peelingiem o zapachu Bourbon Peach (bardzo ładny zapach) oraz mydełko antybakteryjne, ale nazwy Wam nie podam - zostało w domu. ;( 
A ta paczka należy do tych, przy których lubię czasami popiszczeć. :D Udało mi się wygrać w świetnym rozdaniu u Mojito. Nie wiem jakim cudem, ale mniejsza oto. :D
Bumble and Bumble Surf Spray
Benefit, Girl Meets Pearl
MAC cienie TRAX + SKETCH w paletce magnetycznej - obmacane. Jeśli kiedykolwiek mówiłam, że nie lubię fioletów to wycofuję to. Teraz. :DMaybelline 24hr Color Tattoo nr 60 - Timeless Black - po tym kolorze mam ochotę na więcej CT. Zaopatrzę się na pewno w jakiś jeden na -40% w pewnej drogerii. :PChina Glaze, Gossip Over Gimlets - pierwsze Chinki. Moje własne. ♥China Glaze, Tongue & Chic
Golden Rose Rich Color nr. 48
Yoskine Mikrodermabrazja Szafirowy Peeling Przeciwzmarszczkowy -
gdzieś czytałam o mikrodermabrazji i chciałam tego spróbować. Jeszcze nowiutki, nieśmigany. :)
Yankee Candle wosk Champaca Blossom - cała paczka nim pachniała. Serio. Bardzo ładny zapach czuć przez folię. Jedna zachcianka z mojej Wishlisty odkreślona (jeszcze odkreśliłam parę innych produktów np. They're Real z Benefitu. Ma ogromną szczotę, jeeju :D). 
Dawno nie dostałam tak pięknie zapakowanej paczki. Był piękny kartonik (zagospodarowany już, a co! :D), karteczka (z nazwijmy to "dedykacją") oraz taka fioletowa mgiełka (?). Na dodatek dostałam więcej niż powinnam. A to wszystko od autorki bloga Lipstick and Kids. (aktualnie na blogu trwa oddanie kosmetyków KLIK)
A co było w środku? 
Mizon, All in One Snail Repair Cream oraz Snair Repair Intensive Ampoule, czyli dwa kosmetyki, które miałam dostać. Reszta to totalna niespodzianka, zaskoczenie. 
Perfecra, Lady Berry perfumowany balsam do ciała - bardzo ładnie pachnie. Jak oranżada. :D
Bliss lemon + sage body bar - nawet nie wiedziałam, że taki kosmetyk istnieje. Oczywiście pierwsze co, to poszukałam sobie trochę informacji na jego temat. :)

Za wszystkie paczki dziękuję :)) Większość kosmetyków już poszła w ruch, tylko nieliczni czekają na swoją kolej.  

A co tam nowego u Was? 
 Pozdrawiam, Fabryczna :)

sobota, 8 lutego 2014

Olejek arganowy + błyszczyk = ?

Hej :)
Te osoby, które znają mnie dłużej może wiedzą, że lubię zarówno błyszczyki jak i pomadki. W tych pierwszych cenię sobie ten "odmładzający" dar - w błyszczykach wyglądam bardziej beztrosko. :)
Pomadki/szminki nadają się na bardziej "wieczorowe" wyjścia czy większe imprezy. Po błyszczyki chwytam też, gdy nie mam za wiele czasu na makijaż - zazwyczaj są półtransparentne, więc nie muszę się zbytnio starać w nakładaniu ich. :)
Dzisiaj o jednym z moich faworytów w tej kategorii - Eveline Lovers Ultra Shine Lipgloss z olejkiem arganowym nr 610. 
W bardzo ładnym opakowaniu dostajemy 7,5 ml produktu, który powinniśmy zużyć w ciągu 12 miesięcy od otwarcia. Na zakrętce znajduje się naklejka, która informuje nas o o zawartości olejku arganowego. Z ciekawości zaczęłam szukać składu - nigdzie go nie znalazłam. Aż tu dosłownie przed chwilą odkleiłam naklejkę i zobaczyłam skład! I zgadza się - gdzieś w połowie składu można znaleźć składnik o nazwie Argania Spinosa Kernel Oil, czyli olej arganowy.
Aplikator jest bardzo fajny - płaski i podłużny. Bardzo dobrze nakłada produkt i nie nabiera go zbyt wiele. Plus dla Eveline! :)
Zapach to czysta poezja. Jest słodki i właściwie nie przypomina mi żadnego konkretnego produktu spożywczego.
 Jeśli dobrze przypatrzymy się błyszczykowi to dostrzeżemy małe, złote drobinki. Na ustach w ogóle ich nie widać,a tym bardziej nie migrują nam one po całej twarzy. Sama też nie jestem fanką błyszczyków z drobinami złota czy srebra, a szczególnie jeśli 10 minut po aplikacji cała twarz się błyszczy, bo brokat się rozniósł i postanowił zrobić sobie wycieczkę. :P
Błyszczyk należy do tych półtransparentnych, czyli kolor głównie jest tylko w opakowaniu, a na ustach trochę blednie. :) Niestety fanki  nieklejących się błyszczyków muszę zmartwić - to nie ten typ, to nie ten typ... Niestety, klei się - może nie bardzo, bardzo, ale się klei. Dla mnie to nawet dobra wiadomość, bo:
KLEI SIĘ = TRWAŁY 

Mówiłam Wam już, że lubię matematykę, prawda? Dziwne...Tyle piszę i lubię pisać i nawet mi to wychodzi, a jednocześnie bardzo lubię matematykę czy biologię. :D Jestem umysłem pół humanistycznym, pół ścisłym. :D
Dobra, wróćmy do meritum, bo znając życie znowu pominęłyście ten fragment wpisu i poszłyście sobie oglądać zdjęcia - cóż, nie wiecie co tracicie. :D 
Upsss, chyba coś nie wyszło. :D

Wspomniałam parę linijek wcześniej, że klejący błyszczyk trzyma się lepiej ust. Eveline godzinę po aplikacji przestaje się już tak ładnie świecić, ale taka warstewka ochronna zostaje. Ostatecznie produkt żegna się z naszymi ustami mniej więcej po 2 godzinach, co jest nawet dobrym wynikiem. Oczywiście jest to czas mierzony bez jedzenia i picia za to z dużą ilością gadania. :) 
Zapomniałam dodać, że błyszczyk świetnie nawilża usta, dlatego chętnie używam go zimą - nawet, gdy już całkowicie zejdzie z ust to czuć, że są miękkie i nawilżone. :)
Pewnie oglądając to zdjęcie będziecie się zastanawiały, gdzie jest ten kolor?! Właściwie to nie wiem gdzie :D Wyparował, ale w zależności od światła potrafi pokazać różne twarze - czasami jest jasny, nawet bardzo, a kiedy indziej jest taki jak w opakowaniu. Magia! :D 

Ja dorwałam go na słynnej już rossmannowej promocji -40%. Jego regularna cena w Rossmannie wynosi 13,59 zł, więc całkiem przystępnie. Na pewno będę polowała na więcej odcieni - szczególnie podoba mi się 614 i 612. Sprezentuje mi go ktoś? :D 

Wiem, że błyszczyki nie mają za wielu fanów. Lubicie je czy raczej to nie dla Was? :)

Pozdrawiam, Fabryczna :)
P.S Zapomniałam napisać, że napisy nie ścierają się.

czwartek, 6 lutego 2014

Szarlotkowy szał?

Czeeeść :)
Kto z Was nie lubi szarlotki? Ale nie mówię tutaj o takiej kupnej szarlotce. Chodzi mi o taką zrobioną przez babcię, ze świeżych jabłek prosto z domowego sadu. Do tego pyszna herbata lub kompot. Brzmi cudownie, prawda? Dorzućcie do tego cynamom.Czujecie to?
Krem do rąk Essence 24h hand protection balm Apple Cinnamon Punch Winter Edition pachnie podobnie. Zanim przejdziemy do właściwości przydałoby się parę informacji technicznych...
Krem dostajemy w 75ml tubce. Jest ona niewielka, więc wychodzę z założenia, że powinna zmieścić się do torebki. :) Nie ma problemów z wydobyciem kremu, wszystko ładnie i pięknie.
Krem należy do zeszłorocznej edycji limitowanej, której niestety nie było u nas (zresztą jak większość limitek...). W skład LE wchodziły jeszcze dwa inne kremy do rąk o zapachu: Gingerbread Chai Latte oraz Caramel Hot Chocolate.
Krem jest gęsty i treściwy. Nie stawia oporów przy rozsmarowaniu, nie bieli rąk. Nie pozostawia żadnej "tłustej warstewki". 
Zapach jest świetny. O dziwo utrzymuje się na dłoniach, ale też bez przesady. Szerszy opis dotyczący kompozycji zapachowej znajdziecie na początku wpisu. :)
Na samym początku trzeba zaznaczyć, że krem nie nada się dla osób borykających się z problem bardzo suchej skóry dłoni. Jest to świetna pozycja kremu na dzień, aczkolwiek na noc raczej się nie nada (wolę używać czegoś treściwszego). Na pewno nie nawilża na 24 godziny (chyba, że dłonie bezproblemowe lub wiosną), jak już to na jakieś 5-6. :) 
Jak pisałam wcześniej nie zostawia tłustej warstewki. Wchłania się też szybko, więc możemy spokojnie po posmarowaniu dłoni wrócić do codziennych zajęć. 
Chociaż krem nie nawilża jakoś super hiper to i tak go lubię. W jego obronie stoi piękny zapach, dzięki któremu sięgam po ten produkt często. Żałuję, że nie był dostępny u nas stacjonarnie. :( Teraz już go raczej nigdzie nie znajdziecie. Poszperałam trochę po Allegro i znalazłam link do akcji, w której wystawione są kremy od rąk z Essence z tegorocznej edycji limitowanej, czyli kiwi,banan lub truskawka w ciemnej czekoladzie. Mmmmm.... Musi pachnieć smakowicie. ♥ Dla chętnych - LINK.

Znacie jakieś kremy do rąk, które mają "jadalne" zapachy? :)

Pozdrawiam, Fabryczna :)

Etykiety

-40% -49% #100happydays 20 twarzy... AA akcja Alterra Alverde ankieta astor Avon Babydream back to school Balea bardzo dobry Bath&Body Works baza pod cienie baza pod makijaż baza pod tusz BeautyBlender Bell Benefit Biedronka Bielenda Biolaven Organic Bioliq Biotanic bitwa Blistex blogerka kosmetyczna błyszczyki Boti Bourjois Boże Narodzenie bubel bzdety CandA Carmex Catrice Cetaphil cienie do powiek cień w kremie Cleanic Color Tattoo coś innego Czas Żniw Cztery Pory roku Czytelniczy zakamarek książkowy debiut demakijaż denko Dermika deser dłonie DM Dove dwufazowiec dzieciństwo Dzień babci i dziadka Dzień Dziecka ekobieca ekstrakt z banana emulsja EOS Epikbox Essence Eveline Evree Facebook Farmona FC Bayern film filmiki Fusswohl Garnier gazetka gąbeczka do makijażu genialny Gliceryna Golden Rose Green Pharmacy Hakuro HandM Healthy Mix hebe hydrolizat keratyny Hypoallergenic I<3Makeup idealny na lato informacja Inglot inne inne blogi Isana jedzenie Joannna John Green Joko kakao Kamill kamuflaż kino Kobo kolorówka korektor kosmetyczka kotek kredka do ust krem do rąk krem do stóp krem do twarzy krem pod oczy krzywe paznokcie lepiej nie patrzeć książka książka czy film kultura KWC L'biotica l'oreal lakier do paznokci Lirene lista lotion Lovely małe co nieco małe informacje Manhattan Marion maseczka masełka maska maska własnej roboty masło maxfactor Maybelline mgiełki Mikołajki mini-recenzje minti shop. Zoeva Miss Selene Miss Sporty Mizon mleczko pszczele Montagne Jeunesse mój pierwszy raz mus do ciała muzyka My Secret nagrody najlepsi z najlepszych Nakręćmy się na wiosnę Natura Natura Siberica nic Niebanalne podsumowanie Nivea nowa kolekcja nowe książki nowy wygląd o mnie odkrycie roku odżywka odżywka do rzęs odżywka w sprayu olejek olejek do włosów ołtfit Organic Shop Organique Oriflame Original Source Orly Orsay OSZUSTKA P2 Pantene paznokcie Paznokciowy Team peeling Pepco Perfecta pędzle pianka do mycia ciała piaskowy pielęgnacja pielęgnacja twarzy pielęgnacja włosów Pierre Rene Pilomax płyn micelarny po raz drugi Podaruj Paczkę podkład podsumowanie pomadka porównanie postanowienie powitanie Poznaj Fabryczną! prawie debiut prezent promocja promocje przesyłki puder recenzja recenzja książki rimmel Rival de Loop Rossmann rozdanie rozświetlacz różne sally hansen Samantha Shannon saszetka Schauma Sekret Urody Sensique Serum siemię lniane słodycze Soraya stopy Super-Pharm Synergen szablon szampon szminka Święta Tag taka radość że hoho tanie a dobre The Body Shop The Sims 4 The Versatile Blogger Tkmaxx Tołpa ToniandGuy tonik tort tusz do rzęs Tutti Frutti twarz ubrania ulubieńcy roku ulubiona książka ulubione blogi ulubiony produkt Under20 urodziny Wet N Wild Wibo włosowe zdjęcia włosy wow zdążyłam na czas wszystko co lubię wycofywane produkty wygrana wyniki wysuszacz do paznokci/lakieru wyzwanie wzorek Yoskine YouTube Yves Rocher z życia wzięte zabawy zakupy zapowiedź zdobienie zestawienie Ziaja Zoeva żel do mycia twarzy żel pod prysznic życzenia
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka