Dawno nie było "Niebanalnego podsumowania",prawda? Zaniedbałam tę serię na całego, ale teraz to nadrobię. ;) Podsumowanie będzie mocno mieszane. Sam rok zaliczam do zadziwiająco udanych - wycisnęłam ile się da. :D Mimo, że nie ze wszystkiego jestem zadowolona to niczego nie żałuję - przynajmniej wiem, jak postępować w przyszłości. :)
1. Ach, te niemieckie smakołyki!
Wszystko zaczęło się od szamponu podesłanego przez Czarodziejkę marki Balea. Potem wyjazd mamy na zjazd do Niemiec i przywiezieniu paru rzeczy, a skończyło się na regularnym "wykorzystywaniu" rodziny. Nikt nie ma nic przeciwko, a nawet reszta rodziny stwierdziła, że też będą zamawiali, skoro tak tanio. :D Dla mnie tego typu zamówienia mają dwa podstawowe plusy:
+ mam wszystkiego pod dostatkiem i do drogerii chodzę jedynie po produkty niezbędne (nie liczę kolorówki, bo to inna bajka :D)
+ możliwość wypróbowania czegoś zupełnie innego, niedostępnego u nas po cenie "rynkowej" tzn. takiej jaka jest w DMie nie płacąc za wysyłkę ^^
Szczególnie ukochałam sobie żele pod prysznic Balea oraz rumiankowy żel do mycia twarzy z Alverde. :)
2. Kiedyś musi być ten pierwszy raz...
W tym roku po raz pierwszy w życiu używałam podkładu... Nieregularnie, bo po co go nakładać skoro nigdzie się nie wybieram? Zaczęłam od Whipped Creme z MaxFactora, który wspominam dość dobrze, nawet napisałam o nim naprawdę pozytywną recenzję. Niestety, nie zużyłam go do końca. Powód? Ano kilka tygodni po opublikowaniu postu z recenzją podkład się "popsuł". Zaczął coraz częściej robić z mojej buzi dorodną, soczystą pomarańczkę. PYCHA!
Kolejnym podkładem był już o wiele tańszy Rimmel Stay Matte w kolorze 100 Ivory. Niedawno kupiłam już drugie opakowanie, ale nadal szukam czegoś innego. Fajnie współgra z pudrem z tej samej serii. Z moim ukocham Sesnique nie potrafi współpracować - za ciemno to wszystko wygląda, jeśli przypudruję całą twarz zaraz po nałożeni podkładu.Trzyma się koło 8 godzin, ale ładnie znika z twarzy. Naprawdę bardzo dobry produkt (kupuję go po 13 zł na promocjach :D), ale teraz będę rozglądała się za czymś trwalszym, nadającym się na wesele, czyli przede wszystkim długotrwały. Znacie coś?
Skoro już mówimy o produktach, które mają za zadanie maskować nasze mankamenty to warto wspomnieć o kamuflażu z Catrice, którego nieprzerwanie używam od ponad pół roku. Najlepszy korektor na wypryski, ale pod oczy się nie nadaje. Za ciężki, zdecydowanie.
P.S Skoro już mówiłam o tym podkładzie z MaxFactora, że po recenzji się "popsuł"... To nie pierwszy tego typu kosmetyk. :D Też tak macie, że po napisaniu pochwalnej recenzji na temat czegokolwiek nagle to coś przestało działać tak dobrze? :D
3. Tutti Frutti
Seria znanej, polskiej marki Farmony. Kusi kolorowymi, owocowymi opakowaniami oraz równie cudownymi zapachami. Zaczęło się od musu o zapachu brzoskwini i mango, potem peeling malina&jeżyna, a teraz... Nic. Nie mam niestety aktualnie nic tej firmy na stanie, ale nie na długo - muszę wybrać się po nowy peeling, bo aktualny z Green Pharmacy jest BEZNADZIEJNY. Szkoda gadać. Z Tutti Frutti marzą mi się te zestawy świąteczne...
Będąc przy temacie Farmony warto wypróbować też peeling o zapachu słodkich trufli i migdałów - pisałam o nim KLIK.
4. Taking the Hobbits to Isengard!
Się wkręciłam w świat Śródziemia, nawet nie wiem kiedy i jak. Gdy od tak poszłam 3 lata temu na pierwszą część nie wiedziałam,że to zainteresowanie przetrwa więcej niż pół roku. Całkowicie przepadłam po premierze części drugiej. Z niecierpliwością czekałam na jakiekolwiek przecieki na temat ostatecznego starcia. Niedługo wybieram się na część trzecią i ostateczne pożegnanie ze Śródziemiem (chyba, że ktoś będzie chciał zekranizować pozostałe książki Tolkiena, których akcja też rozgrywa się w owym magicznym świecie).
Wiem, że nie każdy lubi fantastykę tak samo jak nie każdy kocha komedie romantyczne (przekonałam się o tym sama - do kina nie warto mnie na takie filmy zabierać. W domu dla odprężenia obejrzę taki film. :) Wolę zdecydowanie inne gatunki). Mnie urzekł ten cały wykreowany świat, wszystko przemyślane, nawet Tolkien stworzył własny, niepowtarzalny język elfów. To trzeba mieć wyobraźnię, prawda? I jak tu tego nie docenić?
P.S Chciałam dodać punkt o piłce nożnej, ale... Niewiele osób się tym interesuje, więc pominęłam ten fakt. Zresztą ten temat przewija się w każdym poście. :D
5. Woski
Matko, wpadłam jak śliwka w kompot. Może nie jestem aż TAKĄ maniaczką jak część z Was, ale wosków mam co nie miara. Najgorsze jest to, że coś "nie chcą" znikać. Wolę nie wiedzieć, ile ich mam aktualnie na stanie. Cel jest jeden - pozbyć się zapasów. Nie mam podwójnych wosków, więc chociaż tyle. :)
6. Spotify
Na komputerze rzadko słuchałam muzyki, bo jedynym jej źródłem był Youtube. Kiedyś podejrzałam u Zuzi program Spotify, gdzie można znaleźć piosenki z całego świata. Ile tego tam jest! Zawsze można tam znaleźć to, czego się szuka. Tworzenie własnych playlist ułatwia sprawę, bo jednym ruchem myszki można posegregować utwory według własnych potrzeb. Cudownie!
7. Wzmożona miłość do książek
Jestem molem książkowym na swój sposób. Nie czytam zabójczo dużo, bo zdarza się, że wolę zrezygnować z książki niż napisać gorzej sprawdzian, nie pomóc rodzicom czy olać konkurs. Czytanie ma być dla mnie nagrodą, relaksem, odprężeniem. Bywają dni, tygodnie, gdy po książkę sięgnę raz, może dwa albo wcale. Czy czuję wyrzuty sumienia lub czy jestem zła na siebie, że gdy pytają mnie w szkole, co czytam odpowiadam tydzień po tygodniu, że to samo? Na początku tak było, ale teraz odpuściłam sobie. Każdy pracuje swoim tempem i dostosowuje plan dnia do swoich potrzeb. Moje są takie, a nie inne. Mamy różne priorytety i należy to uszanować. Dlatego ustaliłam sama ze sobą, że pożyczać książki będę wtedy, gdy na pewno dam radę je przeczytać w ustalonym terminie. Nie lubię poganiania. Niektóre książki potrzebują "dojrzeć". :))
Gdy zapytacie się mnie, ile książek przeczytałam w 2014 odpowiem "nie wiem". Wiem natomiast jedno - odkryłam kilka NAPRAWDĘ dobrych książek, kilka słabszych, ale czytanie każdej z nich sprawiło mi wiele radości. I oto właśnie chodzi w czytaniu. O radość.
8. Mój wybawiciel
Od wielu, wielu lat borykam się z problemem suchej skóry. Epicentrum tego zjawiska są okolice łokci i zgięć w tym miejscu. Sezonowo (do tego doszłam) w okresie od października/listopada do marca (potem przez kolejne dwa miesiące się goi...) pojawiają się liszajce - ni stąd, ni zowąd. Na początku myślałam, że to zależy od jedzenia. Wykluczyłam to, na co jestem uczulona - pomarańcze, mandarynki, mleko, mniej jogurtów, czekolady itd. Brak poprawy. No cóż. Zaczęłam zmiany skórne smarować sterydami, a skórę wokół mocno nawilżającymi, aptecznymi produktami. Najpierw był to (przez wiele lat) Oillan. Potem odkryłam markę Decubal i cudowny krem... Okazało się, że został wycofany. Po zużyciu wszystkich trzech tubek z zapasów kupiłam Cetaphil. To był dopiero strzał w dziesiątkę! Nie dość, że pomógł mi w walce z liszajkami i podczas ich gojenia to jeszcze świetnie nawilżał i jest kosmetykiem wielofunkcyjnym. Mogę używać go zarówno na ciało jak i na twarz. To drugie nie za często, ale gdy potrzebuję dawki nawilżenia to czemu nie?
I to byłoby na tyle takiego małego podsumowania bez zdjęć. :D Dziękuję wszystkim za uwagę i za 2014 rok. Wypijmy za 2015! :D
I tak już przy okazji, bo to mój ostatni post w 2014:
Życzę Wam wszyyyystkim szczęśliwego nowego roku, oby zdobyte doświadczenie w mijającym roku nie raz Wam pomogło, oby uśmiech nie schodził z twarzy. Liczę, że w Sylwestra będziecie się dobrze bawić, każdy na swój sposób (napiszcie, co będziecie robić! :D). :)))
Do zobaczenia,
Fabryczna :)