wtorek, 24 lutego 2015

Zmywacz wagi ciężkiej i to dosłownie!

Cześć, cześć! :))
Dziękuję wszystkim za życzenie mi udanej podróży, która była naprawdę wspaniała, ale więcej na ten temat znajdziecie w Niebanalnym podsumowaniu, bo jakby nie patrzeć za 4 dni kończy się luty (i ferie).
Pozostając nadal w tematyce twarzowo-pielęgnacyjnej powstał post o słynnym już płynie micelarnym 3w1 od Garniera. Czy tym razem niewinny róż nadal jest taki niewinny czy może w środku znalazłam napój diabła/eliksir czarnoksiężnika/wiedźmy?
Ogromna (400 ml), plastikowa i ciężka butla na pewno na pierwszy rzut oka nie zachwyci osób, które często podróżują. Też miałam na samym początku z tym problem, ale znalazłam gdzieś w czeluściach mojej szafki 100ml butelkę i postanowiłam przelewać do niej płyn, gdy tylko się skończy. Dzięki temu w szafce z kosmetykami do codziennej pielęgnacji twarzy panuje większy porządek (nie zasłania mi widoku ten olbrzym) jak również podróżna kosmetyczka waży trochę mniej. :)
Producent pomyślał na szczęście o posiadaczkach długich paznokci, bo otwarcie zostało wyprofilowane tak, żeby nie było trzeba nie wiadomo jak kombinować przy otwieraniu (jak z paletami Inglota, tych z lusterkiem - ile razy ułamałam sobie kawałek paznokcia lub zdrapałam lakier). Otwarcie jest szczelne, nic się nie wylewa i ma odpowiednią wielkość. ;)
Producent sugeruje na opakowaniu, że produkt jest bezzapachowy oraz odpowiedni dla skóry wrażliwej. Tego drugiego niestety nie mogłam sprawdzić na własnej twarzy.
Na opakowaniu widnieje spory, różowy napis, który obwieszcza wszystkim klientkom drogerii, że oto właśnie przed nimi stoi super ekstra płyn 3w1! Do tego typu zapewnień podchodzę bardzo sceptycznie, bo jak coś może wykonywać tyle zadań na raz? Jeśli coś jest do wszystkiego to najczęściej jest do niczego. Na szczęście producent nie zaszalał z zadaniami produktu, co wyszło mu na dobre.
Płyn ma usuwać makijaż, oczyszczać i koić skórę. O ile przy pierwszych dwóch warunkach z czystym sumieniem mogę postawić haczyk, tak nie zauważyłam spełnienia ostatniej obietnicy. Wszystko dobrze się zmywało i nic więcej, żadnego ukojenia skóry nie zauważyłam, ale też nie podrażnił mi twarzy czy oczu, więc nadaje się do zmywania tuszu do rzęs czy cieni. Po przemyciu twarzy po kilku sekundach wchłania się w skórę nie pozostawiając po sobie uczucia ściągnięcia. :)
Postanowiłam zrobić mały test, który pokazuje jak produkt zmywał poszczególne kosmetyki kolorowe. Od lewej znajduje się cień w kremie z Maybelline, cień Catrice, róz Paese, znów cień w kremie Maybelline, kredka Max Factor, kamuflaż Catrice, pomadka Rimmela oraz Essence i tint Bell.
Pierwsze zdjęcie od góry przedstawia produkty świeżo nałożone, potem kolejno po jednym przetarciu wacikiem (tylko pół ręki, żebyście miały porównanie), dwóch i trzech (cała ręka). Jak widać tint z Bell (akurat to mnie wcale nie dziwi) nadal jest mocno widoczny. Dostrzec jeszcze można pozostałości pomadek oraz kamuflaża z Catrice. Według mnie płyn micelarny spisał się naprawdę bardzo dobrze. :)
Ta duża butla ma według producenta starczać na 200 zastosowań. Nie liczę tego, ale na pewno starczy mi na bardzo długi czas. Jego regularna cena to około 18 zł, ale warto czekać na promocję, bo wtedy można go kupić nawet za 12-13 zł. :) Dostępny w chyba wszystkich drogeriach i niektórych supermarketach. Aktualnie mój ulubiony płyn do demakijażu i raczej nie zamienię go na lepszy model. :)

Siedzę tak teraz z wyschniętymi już włosami i szlag mnie trafia jak nieregularnie się kręcą. Partia najbardziej widoczna beznadziejnie wygląda, skręt nijaki, suche jakieś, ale te z tyłu prezentują się ekstra! Są nawet miękkie i mocno zakręcone, choć akurat te z tyłu zawsze pięknie się prezentują czymkolwiek bym ich nie umyła. Czyżbym miała dwa rodzaje włosów? :D
Pozdrawiam, 
Fabryczna :)

czwartek, 19 lutego 2015

"Cetaphil nadaje się do wszystkiego" - obiecanki-cacanki czy prawda?

Cześć :)
Jeej, jutro wyjeżdżam do Warszawy na weekend! :)) Co prawda plan wyjazdu musiał ulec małej zmianie (zdarzenie losowe, w zasadzie nikt się nie spodziewał tego i pewnie gdyby nie to, że zapłaciliśmy już za noclegi to nigdzie byśmy nie pojechali...), ale prawdopodobnie uda mi się odhaczyć dwa najważniejsze punkty wyjazdu - kupno prezentu oraz zwiedzanie Muzeum Powstania Warszawskiego. :) To drugie marzyło mi się już od paru lat, więc w końcu uda mi się spełnić małe marzenie. :)
Tymczasem zapraszam Was na recenzję produktu, który jest moim niezbędnikiem. :)
Cetaphil MD Dermoprotektor sprzedawany jest w 250 ml opakowaniu. Otwarcie jest małe, w wielkości złotówki, a te "pałąki" z tyłu nie urwały się. Nic się nie wylewa w zbyt dużej ilości, chyba że naciśniemy baaardzo mocno butelkę, której poziom twardości oceniam na średni. Na samym końcu występuje malutki, malusieńki problem - ciężko wydobyć resztę produktu. Na głowie nie można postawić, bo końcówka jest lekko zaokrąglona, więc prawdopodobnie jedynym słusznym rozwiązaniem byłoby przecięcie opakowania na pół.
Naklejki nie odklejają się od opakowania, wszystko wygląda estetycznie od początku do końca. :)
Jak sam producent deklaruje na opakowaniu produkt jest bezzapachowy, ale czuć taką "kremową" nutę zapachową. :)
Konsystencja kremu na pierwszy rzut oka wydaje się być mocno płynna i wodnista.To się zgadza i faktycznie trzeba uważać, by nie wysmarować wszystkiego wkoło (zawsze można zatrzeć ślady w razie ewentualnego wypadku :D), ale dzięki temu produkt wchłania się błyskawicznie pozostawiając na skórze ochronną warstwę, która znacząco różni się od znienawidzonych przeze mnie parafinowych warstw.
Zanim rozpiszę się o działaniu wspomnę o tym, jak go stosowałam. Cetaphil używam regularnie, (prawie) po każdej kąpieli/prysznicu w okolice zgięć łokci, a czasami nawet na całe ciało. Gdy byłam chora, a mój biedny nos maltretowałam kilogramami chusteczek aż pojawiły się suche skórki, również stosowałam ten produkt. Od biedy nakładam go na twarz. Podsumowując - krem ma szerokie zastosowanie. :)
Najlepszy efekt widzę podczas stosowania go wokół zgięć. Moja liszajce są mniej suche, a chwilami bywa tak, że widać tylko zaczerwienienie. Nawet Decubal, po którym tak płakałam, nie działał takich cudów! Jestem zaskoczona i zarazem bardzo, bardzo zadowolona tak samo jak mój nos, ponieważ Cetaphil pomógł w usunięciu brzydkich, suchych skórek. Nie nastąpiło to z dnia na dzień, ale wiadomo - mało co działa tak "od razu". Do reszty twarzy jako krem na noc sprawdza się jako tako.  Nie zapchał mnie, nie zrobił mi krzywdy, ale po przebudzeniu cera wyglądała na bardzo tłustą. Miałam ochotę od razu pobiec do łazienki i umyć twarz żelem.
Cena Cetaphilu oscyluje w granicach 30 zł. Dostępny jest głównie w aptekach, Superpharm oraz przez internet. Jeśli borykacie się z problemem suchej lub wrażliwej skóry i czujecie, że nic Wam nie pomaga to warto zainwestować w ten krem. Pierwsze opakowanie starczyło mi na jakieś 4 -5 miesięcy, więc wydajność jest całkiem dobra. :)

Pozdrawiam, 
Fabryczna :)

wtorek, 17 lutego 2015

Niebanalne podsumowanie akt 8 - NOWA ODSŁONA

Hej :)
W zeszłym roku starałam się w miarę na bieżąco dodawać Niebanalne podsumowania ze względu na to, że mogłam zawrzeć w nich wszystko to, co nie nadawało się do publikacji nigdzie indziej. Tym razem postanowiłam trochę urozmaicić tę serię dodając już popularne migawki z życia, czyli "fotomixy", które u mnie przyjmą nazwę Rozmix (kto zgadnie pochodzenie tej nazwy? ::D). Znajdziecie tutaj również moje przemyślenia na temat przeczytanych książek,filmów jak i również duuuużo futrzastego zwierza zwanego przeze mnie Rozi/Rozalka. Gotowi? :)

ROZMIX
Opracowanie graficzne Rozmixu sponsoruje Zaaczarowanaa :D
1. Śnieg, nareszcie. Co prawda tylko na 3 dni, ale zawsze.
2. Szalona Rozaka z jednym okiem przypuszcza atak na drapak. :D 
3. Mam towarzysza do oglądania filmów. ^^
4.Ciekawe zaproszenie, podobają mi się te hasztagi. :D 
5. Tak przypadkiem trafiłam na "Pustkowie Smauga"... I akurat trafiłam na fragment z Mrocznej Puszczy. :D 
6. 11 stycznia spędziłam z puszką. :)
7. Znalazłam w Empiku ciekawą książkę - gruba, ale ma dobre opinie. :)
8. Podróż dokądś. 
9. Rozalka postanowiła wdrapać się po moich nogach na biurko (ma za ciężki tyłek, by samemu wskoczyć) i zasłonić swoim wielki, grubym tyłkiem połowę biurka, podczas gdy ja rozwiązuję arcytrudne zadania z matmy. :D
10. Kiedyś w Biedronce znalazłam świeżo wystawione Arizony. Według mnie najlepsza jest wersja z granatem, natomiast ta ze zdjęcia też jest dobra. :)
 11. "Ej no, za co mnie budzicie? Dopiero 21!". 
12. Zestaw dla chorej dziewczynki - książka, słuchawki, zeszyt z niemieckiego, magiczna ściągawka i Aromactiv. 
13. Wiadomo, gdzie Rozalka lubi spać. :D Krzesło wygrywa. 
14. Róż zmieniający kolor wygrzebany z koszyka wyprzedażowego w Naturze za całe 5-5,5 zł. :))


FILMY
1. Hobbit: Bitwa Pięciu Armii 
Źródło
Najbardziej wyczekiwany przeze mnie film 2014 roku. Do kina udało mi się pójść dopiero na początku stycznia. Przed wyprawą na film ograniczyłam się jedynie do obejrzenia zwiastunu, bo nie chciałam psuć sobie niespodzianki (dobrze zrobiłam, bo o Hobbicie jest PEŁNO złych opinii, czego szczerze mówiąc nie rozumiem). Przed Peterem Jacksonem zostało postawione ogromne wyzwanie - musiał stworzyć film, który zakończy przygodę ze Śródźiemiem, ale przy okazji będzie łączył się z pierwszą częścią Władcy Pierścieni. Czy udało mu się? Moim zdaniem tak i jeśli kiedykolwiek będzie grana jeszcze ta część w kinie to bez wahania pójdę, bo warto. :)
Thranduil to jedna z gwiazd tego filmu, mimo że nie był głównym bohaterem. Ta postać pokazuje, że nie wszystkie elfy są krystalicznie dobre i nieskalane złem. Rozbawił mnie moment, gdy kuzyn Thorina (ten na świni) wyzywał króla Mrocznej Puszczy od blondyny (+ ten jego uśmiech :D)
Po raz pierwszy zwróciłam swoją uwagę na Barda, łucznika z Miasta na Jeziorze. W drugiej części nie był zbyt widoczny, a tutaj chcąc nie chcąc odegrał jedną z kluczowych ról. Postać całkiem przystojna, ale nie równa się z elfami.:D
Co to byłaby za ekranizacja powieści Tolkiena bez wygibasów Legolasa. Tym razem nie wskakiwał on na konia, lecz biegał po spadających kamieniach.Prawa grawitacji zostały złamane przez tego oto elfa. Brawa dla niego.
Sceny końcowe były okej, jedną z bardziej wzruszających było ostatnie pożegnanie Bilba z nieżyjącym już Thorinem i nawiązanie do ptaków (btw scena bardzo podobna znajduje się w którejś części Władcy Pierścieni). Prawdopodobnie jestem jedną z niewielu osób, która nie uważa, że wyznanie Thranduila było zbyt ckliwe (i to odnośnie Tauriel, i to o matce Legolasa). Po cichu liczę na to, że w wydaniu rozszerzonym znajdą się jakieś dodatkowe sceny, które poszerzą trochę wiadomości o żonie króla.

2. Exodus: Bogowie i królowie 
Źródło
Ten film, tak samo jak poprzedni, oglądałam w 2D, bo słyszeliśmy opinie, że w 3D jest niewiele efektów. Do kina wybraliśmy się razem z klasą, która cieszyła się, że nie oglądamy wersji z napisami. Z tego co udało mi się zobaczyć kątem oka koleżankom bardzo się nudziło i padały tylko pytania: "która jest godzina?". To prawda, film do krótkich nie należy (2,5 godziny chyba), ale są dłuższe. Zresztą na sfilmowanie takich historii zawsze trzeba zużyć więcej taśmy. Jak oceniam film? Dobra produkcja, sądziłam, że zobaczę więcej scen walki. Syn faraona (późniejszy władca) rozbawiał mnie swoimi bardzo mądrymi odzywkami (czy tylko mi wydawało się, że CAŁY film żuł gumę?), a Mojżesz w ostatniej scenie wyglądał jak Saruman,a  zachowywał się jak Gandalf. :D
Jeśli oczekujecie supermegahiper produkcji o sztukach walki i złym władcy to nawet nie włączajcie filmu. Klasyfikuję to jako opowieść o życiu Mojżesza z ELEMENTAMI wrednego (przygłupiego) władcy i  malutkimi scenami walk.

3. Shackleton 
Źródło
Film, który zaczęłam oglądać tylko ze względu na namowy taty (który po obejrzeniu całego filmu powiedział, że już go widział :D), wielkiego pasjonata obszarów za kołem podbiegunowym (jego największym marzeniem jest pojechać na Spitzbergen czy Grenlandię). Trwa bardzo długo, przez producenta został podzielony na dwie części. Nigdy nie sądziłam, że TAK mi się spodoba. Nie ląduje na listę moich najukochańszych filmów, ale będę go bardzo miło wspominać. A o czym jest? Opisuje on przebieg wyprawy Ernesta Shackletona na Antarktydę, która rozpoczęła się w 1914 roku, natomiast akcja filmu zaczyna się troszeczkę wcześniej, bo widzimy przygotowania do tej podróży. Podczas przebijania się przez lód na Morzu Wedella statek zaczyna tonąć. 27 uczestników wyprawy musi uciekać z Endurance i zostają zmuszeni do przeprawy przez lodowatą pustynię. Wszystko jest oparte na dziennikach badacza i relacjach członków załogi.
Kapitalny film z pięknymi widokami oraz paroma dość "mocnymi" scenami.


KSIĄŻKI
1. Intruz Stephenie Mayer
Źródło
Pewnie część Was po przeczytaniu nazwiska autorki skrzywiła się. Tak, to spod jej pióra (komputera/klawiatury) wyszedł światowy bestseller (najlepszy seler - słowa Zu), zekranizowany w 5 częściach "Zmierzch". Całą sagę przeczytałam i generalnie źle nie było (zależy jeszcze, która część... "Księżyc w nowiu" wchodził topornie), ale szału nie zrobiło. Intruz mnie bardzo pozytywnie zaskoczył i teraz nie wiem, czy to Zmierzch niezbyt jej się udał, czy może tak właśnie miało być. Nie zniechęcajcie się widokiem ogromnego, grubego tomiska i wątkiem science-fiction. Początkowo wydawało mi się, że nic nie rozumiem, za dużo obcych nazw, za dużo wszystkiego, ale z czasem przekonałam się, że wystarczy zapamiętać maksymalnie ze 3 określenia i zrozumiemy całą książkę. Postać Wagabundy/Wandy/Melanie (3 postacie w jednym, dobrze czytacie!) prezentuje dość ciekawą walkę między tym, co podpowiada rozum, a co serce. Dodajmy do tego trochę miłości (nie jest mdło na szczęście), odrobinkę krwi, śmierć i duże ryzyko. Nie zaczynajcie czytać wieczorem, bo wciąga. :)


2. W śnieżną noc Lauren Myracle, Maureen Johnsons, John Green 
Źródło
Zdziwi Was, jeśli powiem, że książkę przeczytałam tylko ze względu na Greena? Pewnie nie, bo lubię go za to, że swoje książki pisze w charakterystyczny dla siebie sposób - z mieszanką humoru i ironii. "W śnieżną noc" niestety nie wyląduje na liście moich ulubionych pozycji, ale na pewno miło, przyjemnie i lekko czytało się ją w okresie poświątecznym. Nie jest to książka, która pozostawia po sobie ślad, nie przestaje nas nękać po przeczytaniu i wpisuje się w pamięć. Lekka, mocno romantyczna i przewidywalna - te trzy słowa idealnie ją opisują.

3. Pan Tadeusz Adam Mickiewicz
Źródlo
Zmora gimnazjalistów. Nie mam pojęcia, kto wpisał tę książkę do kanonu lektur obowiązkowych i wyrządził jej taką krzywdę. Większość osób w wieku gimnazjalnych czyta lektury (częściej opracowania, mało kto już sięga po książki - czy to naprawdę taki problem, gdy na jej przeczytanie ma się miesiąc i to jeszcze z przerwą świąteczną?!) tylko po to by ją odklepać (tak przeczytałam "Starą baśń" - za trudny język dla piątoklasistki, czyli mnie) i nawet nie zastanawia się nad sensem przeczytanego tekstu.
Prawdopodobnie znajduję się w tej mniejszości, której "epopeja narodowa" przypadła do gustu. Nie była to książka łatwa, zwłaszcza, że przyzwyczaiłam się do czytania prozy, po poezję nigdy sama z siebie nie sięgnęłam, ale dzięki paru przypisom rozjaśniło się w główce to i owo. Przez prawie cały utwór Mickiewicza miałam problem z zapamiętaniem imion i nazw, a opisy przyrody chwilami bywały nużące. Spodobał mi się wątek Telimeny, która stanowiła jedną wielką zagadkę i w zasadzie nawet teraz, po prawie całkowitym omówieniu lektury, nie wiem zbyt wiele o niej.
Myślę, że może kiedyś, za kilka/kilkanaście lat wrócę do epopei i przeczytam ją raz jeszcze. Może wtedy uda mi się dostrzec coś, czego nie zauważyłam wcześniej.

4. Dlaczego nie poczekałaś? Wera Gorczyńska 
Źródło
Lubię tego typu książki, często bardzo podobne ze zmieniającym się tylko problemem. Ta wyróżnia się na tle innych tego typu stylem pisania - jest bardzo młodzieżowy, chwilami niestety jak dla mnie aż za bardzo. Dużo prostych, lakonicznych zdań bez przemyśleń. W utworze przewijają się dwie różne historie - nieżyjącej już matki i młodej, samotnej córki, która na wzór swojej rodzicielki, zaczyna pisać pamiętnik. Nie znajdziemy tam żadnych pouczeń, nikt nie prawi morałów. Co więcej bohaterowie popełniają błędy, co czyni ich bardziej realnymi i wiarygodnymi.Książka bardzo krótka, bo zaledwie 200 stronicowa, więc zbyt wiele czasu na nią nie poświęcimy. :)

Może zdarzyło Wam się któryś z tych filmów obejrzeć? Co ciekawego widziałyście w styczniu? Uzupełniam listę filmów "do obejrzenia". :D 

Pozdrawiam, 
Fabryczna :)



piątek, 13 lutego 2015

Stylizacje w wersji komputerowej + historyjka obrazkowa.

Hej :)
Podczas przeglądania tematów do akcji u Joko wpadłam na pewien pomysł. Podpunkt "Stylizacja Romantyczna" postanowiłam zrealizować nie w kreatorze, nie na sobie a...w grze komputerowej. :D Pół stycznia grałam w The Sims 4 odkrywając coraz to nowe możliwości (żałuję, że nie da się tak majstrować przy długości życia simów jak w 3) i wiedziałam, że prędzej czy później coś o tej grze powstanie. Mam nadzieję, że taka inna forma Wam się spodoba. ;)
Po zrobieniu zdjęć doszłam do wniosku, że umieszczę do tego jakieś komentarze, bo niektóre zdjęcia są aż głupie. :D 
P.S Bylibyście zainteresowani jakąś serią o TS4? Np. zabawne/głupie/interesujące miny moich "podopiecznych" czy coś podobnego? Pewnie pojawiałoby się to dość nieregularnie, ale może warto spróbować? O ile bylibyście zainteresowani. :D Myślę, że miałoby to formę podobną do tego postu.
Zastanówcie się nad tym i jednocześnie poprzeglądajcie sceny z gry. :D
Kolejność podpisów pod każdym zdjęciem: lewy góra, prawy góra, dół 
 1. Cześć, jestem Luiza, a Ty?
2. Ładną mam sukienkę? Ćwiczyłam kiedyś balet, pokazać Ci? Teraz stoję jak Barbie, ale mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci to za bardzo.
3. Mam nogi z galarety. Gdzie są moje kolana, gdzie moje mięśnie, gdzie kości?!
1. Dziwnie się świecisz, ale mów dalej.
2. Czekaj, czekaj... Chyba masz coś w zębach. Jadłeś koperek? FUUUJ, NIE LUBIĘ KOPERKU.
3. Ale i tak jesteś przystojny.
1. Buziak na do widzenia.
2. Chyba się... zmęczyłam.
3. Mówisz prawdę czy może kłamiesz? Spróbuję dojrzeć to w Twych oczach.
1. Chyba jednak nie potrafisz kłamać.
2. No wiesz... Nie każdy jest tak wspaniały jak JA. I do tego taka skromna jestem... Same zalety.
3. Idzie czy nie idzie? Dobrze wypadłam? Szminka się nie zjadła? O matko,a co będzie, jeśli mi się tusz osypie?!
1. Po co on mi zagląda do tej buzi? Zaraz, zaraz... czy ja umyłam zęby po zjedzeniu tego czosnku?!
2. Ja NAPRAWDĘ nie zjadłam tego czosnku. Wiem, że to wydaje się być nieprawdopodobne, ale są gumy o takim smaku. Nie, nie wiem, gdzie je można kupić, pewne dziecko poczęstowało mnie nimi.
3. Uwierzył, uf. Teraz muszę jakoś zdobyć te gumy. Ale jak?
1. Brwi okej, jakiś zarost by się przydał, ale to nie problem, na oko jakieś 30 lat, nieżonaty. W skali przystojności 7/10, może być.
2.  (komentarz autorki: te zdjęcie po prostu mi się spodobało)
3. Yyyy, róża? Myślałam, że Ty bardziej oryginalny jesteś. A teraz o jakimś Hamlecie czy Szekspirze prawisz - miał być "nowoczesny facet przed trzydziestką".
1. Postanowił potrzymać mi tę różę - super. Czerwony nie pasuje mi do sukienki.
2. Popatrz na powieki me!
3. Porywający mówca z niego. Aż mi prawie gałki oczne wypadły z oczodołów i zachłysnęłam się ze zdumienia.

Oczywiście wszystko potraktujcie z przymrużeniem oka. :D 
Co myślicie o takiej formie? Dużo obrazków, mało tekstu. 
Następnym razem wrócę z czymś kosmetycznym albo z Niebanalnym Podsumowaniem - co sobie życzycie? 
Pozdrawiam, 
Fabryczna

niedziela, 8 lutego 2015

Julio, zejdź do mnie! Słońce Ty moje!

Hej, hej! :))
Trochę zmieniłam słowa Szekspira z jakże znanego dramatu "Romeo i Julia". Ten utwór bardzo pasuje mi do tematu dzisiejszego wpisu, bo platoniczna miłość jest tak gwałtowna i krótka jak romans bohaterów sztuki tego angielskiego dramatopisarza. Choć nie... Jest pewna różnica. Młodzieńcza miłość nie kończy się na śmierci obydwóch stron. :D
Post bierze udział w akcji u Joko. :)
Nie uwierzę, jeśli którakolwiek z Was napisze mi, że nigdy nie podkochiwała się w żadnym aktorze, piosenkarzu, piłkarzu,siatkarzu,koledze z klasy itd. (niepotrzebne skreślić, potrzebne dopisać). Postanowiłam odgruzować moją pamięć i powspominać "dawne" czasy poprzez mały przegląd moich miłostek. :D Gotowi?
 Piotr Kupicha - matko, nie mogę uwierzyć, że ma 35 lat. :D Wszystko zaczęło się od piosenki "Jak anioła głos". Od razu, gdy dostałam pierwszy telefon, poszukałam osobę, która miała tę piosenkę (nie wpadłam wtedy na pomysł, żeby podłączyć telefon do komputera i ściągnąć wszystko co chcę... A może się tak nie dało?) i przesłałam bluetoothem na swój "sprzęt". W pewnym momencie doszło nawet do tego, że poszłam na koncert jego zespołu, bo grali w moim mieście. :D W zasadzie to do tej pory zdarzają się komentarze na ten temat w czasie imprez rodzinnych. :D

Filip Bobek - dawno temu na TVN leciał serial "BrzydUla" i jedną z głównych ról grał właśnie ON. W zasadzie to dla niego oglądałam serial i kibicowałam jego związkowi z tytułową Ulą. Szybko się jednak moje "upodobania" zmieniły - wystarczyło, że skończył się sezon. :D

Zac Efron - nieśmiertelne High School Musical <3 (w listopadzie oglądałam pierwszą część po raz -enty :D). Główny bohater tego filmu, przystojny. Na któreś urodziny/imieniny dostałam nawet płytę z piosenkami do trzeciej części, więc wkładałam ją do odtwarzacza, włączałam i tańczyłam do własnych układów choreograficznych (jak byłam mniejsza myślałam, że pójdę na casting do You can dance :D) oraz śpiewałam. :D Mam również film (część trzecia oczywiście) z jakimś materiałem specjalnym i poduszkę. Taka ze mnie fanka <3 :D

Ian Somerhalder (Damon) - i jego rola Damona w "Pamiętnikach wampirów". Serialu chyba nigdy całego nie obejrzałam, bo nie znałam wtedy magicznej mocy kinomaniaka, ale czatowałam aż jakiś odcinek pojawi się w telewizji. Edłordy i inne wampiry (oprócz jednego ^^) mogą się schować. :D Muszę odnowić chyba tę miłostkę i w końcu obejrzeć resztę odcinków, szczególnie z nowych sezonów.

Jackson Rathbone (Jasper) - kolejny wampir, tym razem z jakże sławnej ekranizacji sagi "Zmierzch". Edward nie wywołał u mnie szybszego bicia serca, ale Jasper już tak. ^^ Najlepiej, moim skromnym zdaniem, zaprezentował się w Zaćmieniu i Przed Świtem cz.1. Jeśli już mam oglądać ten film to tylko dla niego. :D




Grzegorz Daukszewicz - i tu pewnie większości nazwisko NIC nie mówi. Pierwszy raz zobaczyłam go w którymś z odcinków "Na dobre i na złe" (chyba jedyny serial, z którym jestem na bieżąco od x lat) i...Krótko mówiąc przepadłam. :D A tak na serio - sama rola Adama Krajewskiego wykreowana na potrzebę serialu przypadła mi do gustu. Stanowią idealny duet z Falkowiczem i Consalidą (co to by był za odcinek bez tekstów szanownego profesora?). Niestety, od kilku odcinków serialu widuję go w brodzie... Mam nadzieję, że to chwilowe. :D

Orlando Bloom (Legolas) - nie, błagam, kto tego pana nie zna? :D Znalazł się tutaj w zasadzie tylko ze względu na rolę Legolasa we Władcy Pierścieni i Hobbicie. Cieszę się, że PJ (Peter Jackson) wpadł na pomysł dodania elfa do Hobbita mimo, że nie występuje on w książce. Choć i bez niego byłoby na co zawiesić oko... :D Ale Hobbit bez wygibasów "Le Golasa" to nie Hobbit. :D
Oprócz ekranizacji powieści Tolkiena widziałam go w innej produkcji - Troja. Grał tam Parysa, syna króla Troi. Raczej większość z Was kojarzy ten film albo historię polis chociażby ze szkoły. :)
 
Craig Parker (Haldir) - kolejny elf do kolekcji, ale cóż ja na to poradzę, że zostały one tak cudownie przedstawione we Władcy Pierścieni?! Do tego kiedyś tam naczytałam się sporej ilości twórczości fanów, gdzie głównym bohaterem był właśnie ON - Haldir. W samej książce występuje tak naprawdę w jednej "scenie", gdy kompania zatrzymuje się w Lothlórien. W filmie jego rola została lekko urozmaicona. Zdarza się, że od czasu do czasu mam "fazę" na oglądanie dwóch scen z filmu z jego udziałem: przyjazd do Helmowego Jaru i jego śmierć (mam nadzieję, że nikomu nie zepsułam niespodzianki :D).

Lee Pace (Thranduil) - przy Orlando wspominałam, że i bez niego byłoby na czym zawiesić oko. Oto i on - aktor, który zagrał Thranduila i tylko przez pryzmat tego filmu patrzę na niego. Sama rola była ŚWIETNA, Lee idealnie odegrał dość "trudny" charakter króla leśnych elfów. Wyglądał faktycznie jak ojciec Legolasa, więc brawa dla osób odpowiedzialnych za dobór aktorów. Postać  emanowała pewnością siebie i dostojnością ( da się tak? :D). Aż ciary przechodzą po plecach. ^^
Moje najulubieńsze sceny z nim: rozmowa z Thorinem, zabicie orka z Pustkowia Smauga, ostatnia scena z Bitwy Pięciu Armii z jego udziałem (rozmowa z Tauriel) oraz rozmowa z Tauriel. Liczę, że wątek poruszony w tych dwóch ostatnich scenach zostanie rozwinięty w edycji rozszerzonej Bitwy Pięciu Armii. Oby, oby ^^

Joachim Loew/Philipp Lahm/Manuel Neuer/Thomas Mueller - postanowiłam całą czwórkę wrzucić do jednego "worka", bo w zasadzie nie można nazwać tego "platoniczną miłością", bo cenię ich jako bardzo dobrych piłkarzy/ bardzo dobrego trenera oraz "normalnych" ludzi, którzy nie gwiazdorzą (i nie potrzebują do tego Snickersa). Joachim Loew to trener reprezentacji Niemiec w piłce nożnej, którzy wiadomo, co zrobili na mundialu. Oprócz złotego medalu zdobył również nagrodę dla najlepszego trenera 2014 roku. Moja mama, która razem ze mnę oglądała galę wręczania nagród FIFY, stwierdziła, że jest "bardzo przystojnym trenerem" i dopytywała się mnie, kogo trenuje, gdzie go można zobaczyć i czy może gra z "Munśen, Munśen" (tak moja mama mówi na Bayern Monachium). :D
Philipp,Manuel i Thomas to niemieccy piłkarze, na co dzień grający w klubie Bayern Monachium. Pierwszy z nich teoretycznie jest obrońcą, natomiast od kiedy przyszedł Guardiola gra jako pomocnik. Jednocześnie jest kapitanem klubu, a do niedawna również reprezentacji. Manuel Neuer jest bramkarzem znanym głównie z tego, że często można go znaleźć kilkadziesiąt metrów od bramki. A Thomas Mueller to człowiek z ogromnym poczuciem humoru. :D

Lista wyszła przerażająco długa. Jak u Was z platoniczną miłością? Kogo dawno temu "ubóstwialiście"? Jestem baaardzo ciekawa, bo może i mi się coś przypomni. :D 
Pozdrawiam, 
Fabryczna :)

piątek, 6 lutego 2015

Magiczna akcja "Podaruj paczkę".

Hej,hej! :))
Świętuję dzisiaj wyjątkowo krótkie lekcje w szkole. :D Do ferii zostało 5 dni i 6 sprawdzianów, potem wracamy na tydzień i znowu nie ma lekcji przez 3 dni z powodu rekolekcji. Już wczoraj zajęłam się szukaniem ciekawych filmów, które będą miały premierę w tym czasie. :) Zainteresowały mnie Głosy i Bóg nie umarł, choć jeśli chodzi o ten film to liczę, że wyciągniemy klasę do kina. Muszę jeszcze poszukać polski zwiastun, bo nigdzie go nie widziałam.
W międzyczasie znalazłam jeszcze zdjęcia nowej paletki Zoevy - KLIK. Podoba się Wam? :D
 
W grudniu zgłosiłam się do akcji Dimipedii pod nazwą "Podaruj paczkę". Powiedzmy, że jest to taki odpowiednik blogerskich mikołajek, ale zamiast paczek w grudniu są paczki na początku...lutego. Taka poświąteczna (a dla mnie przedurodzinowa) akcja. :) 
Przyszłam w czwartek do domu i znajduję na stole paczuszkę. Zerkam na adres, a tam imię, które skądś znam. Reszta nie odbiła się chyba za dobrze (panie listonoszu, jak się doczytałeś? :D), więc zabrałam się za rozpakowywanie. Od razu zerknęłam na karteczkę, która była dołączona do paczki,a  tam psikus. Nick blogerki został zaklejony naklejką ze słoniem. :D
Po odklejeniu okazało się, że moją Lutową Mikołajką została Frambuesa ^^ Od razu uśmiech od ucha do ucha i zabrałam się czym prędzej do rozpakowywania dalszej zawartości. 
Takie cudowności dostałam, że hoho. Większość to produkty z Golden Rose, z czego się BARDZO cieszę,bo do tej marki dostęp mam średni. Niby są jakieś lakiery do kupienia, ale nie ma jakiegoś szałowego wyboru. Numerki tych na zdjęciu to 68 (błękitny ^^) oraz 73 (pomarańczowy - żarówiasto wygląda). W paczce znalazłam też pomadkę z wymarzonej serii Velvet Matte. Moja jest w kolorze 02. Wygląda jak "lepszy kolor moich ust". Świetnie będzie nadawała się na co dzień. ^^ Niestety z powodu mojego podekscytowania trochę ją uszkodziłam na górze, bo nie umiałam jej zamknąć. :D
Dalej coś z Organique - peelingująca pianka do ciała o zapachu pinacolady. Przez sreberko pachnie bosko, trochę ananasem. ^^ 
Na kosmetykach się nie skończyło. Fram poszalała z ilością słodyczy w paczce, które oczywiście spożytkuję w jak najlepszy sposób. :D 
Dziękuję Ci za przepiękną paczkę raz jeszcze :* Wszystko jest takie dopieszczone. :D Podziękowania należą się również Dimipedii za zorganizowanie całej akcji. :))
Mam nadzieję, że moja paczka dla jednej z dziewczyn również sprawi dużo radości. Jak zwykle będę pewnie 50 razy dziennie sprawdzać trasę przesyłki - też tak macie? :D 

Pozdrawiam, 
Fabryczna :) 
P.S Jeśli macie ochotę się pośmiać to obejrzyjcie TEN filmik... :D

niedziela, 1 lutego 2015

Zabaw się razem ze mną! PODAJ DALEJ :)

Cześć,cześć! :)) 
źródło
  Od wczorajszego wieczora po Facebooku krąży pewna akcja. Akcja ciekawa, akcja niezwykła, akcja niepowtarzalna. Po raz pierwszy zobaczyłam ją u Paprykensa, zabawę szybko podchwyciła Aswertyna, a sama zgłosiłam się u Frambuesy. Długą drogę musiałam przejść. :D Wklejam krótki opis całej akcji z fanpejdża Paprykensa, bo może któraś z Was nie wie, co i jak. :)

"Biorę udział w inicjatywie "Podaj dalej": pierwsze pięć osób, które skomentuje mój status zwrotem "wchodzę w to" i w wiadomości prywatnej poda mi swój dokładny adres, otrzyma ode mnie niespodziankę w którymś momencie 2015 roku - może książkę, bilet, coś wyhodowanego lub przygotowanego przeze mnie, może pocztówkę albo długi list, będzie to niespodzianka! Nie będzie ostrzeżenia i stanie się to, gdy będę mieć nastrój albo znajdę coś dla Ciebie i przyjdzie pora Cię uszczęśliwić. Te pięć osób musi podjąć taką samą inicjatywę, wkleić tekst takiej samej treści w status na Facebooku. Róbmy dla siebie więcej miłych rzeczy!"

Na FB niewiele (w porównaniu do Bloggera) osób mnie lubi, więc przenoszę to tutaj. :D Inicjatywa BARDZO mi się podoba, wszystko owiane aurą tajemniczości i niewiedzy. W zasadzie w chwili, gdy pisze ten post sama nie wiem, komu przygotuję niespodziewankę. Liczę na to, że cała akcja wypali, a każdy będzie zadowolony ze swojego malutkiego prezenciku, który będzie przygotowany TYLKO z myślą o danej osobie.
To co, przyłączycie się?
CZAS START! :D Czekam na 5 odważnych chętnych. Wystarczy zostawić komentarz pod postem z hasłem "Wchodzę w to", a potem wysłać mi na mejla adres, na który ma powędrować niespodzianka w przyszłości. :)

Pozdrawiam, 
Fabryczna :)

Etykiety

-40% -49% #100happydays 20 twarzy... AA akcja Alterra Alverde ankieta astor Avon Babydream back to school Balea bardzo dobry Bath&Body Works baza pod cienie baza pod makijaż baza pod tusz BeautyBlender Bell Benefit Biedronka Bielenda Biolaven Organic Bioliq Biotanic bitwa Blistex blogerka kosmetyczna błyszczyki Boti Bourjois Boże Narodzenie bubel bzdety CandA Carmex Catrice Cetaphil cienie do powiek cień w kremie Cleanic Color Tattoo coś innego Czas Żniw Cztery Pory roku Czytelniczy zakamarek książkowy debiut demakijaż denko Dermika deser dłonie DM Dove dwufazowiec dzieciństwo Dzień babci i dziadka Dzień Dziecka ekobieca ekstrakt z banana emulsja EOS Epikbox Essence Eveline Evree Facebook Farmona FC Bayern film filmiki Fusswohl Garnier gazetka gąbeczka do makijażu genialny Gliceryna Golden Rose Green Pharmacy Hakuro HandM Healthy Mix hebe hydrolizat keratyny Hypoallergenic I<3Makeup idealny na lato informacja Inglot inne inne blogi Isana jedzenie Joannna John Green Joko kakao Kamill kamuflaż kino Kobo kolorówka korektor kosmetyczka kotek kredka do ust krem do rąk krem do stóp krem do twarzy krem pod oczy krzywe paznokcie lepiej nie patrzeć książka książka czy film kultura KWC L'biotica l'oreal lakier do paznokci Lirene lista lotion Lovely małe co nieco małe informacje Manhattan Marion maseczka masełka maska maska własnej roboty masło maxfactor Maybelline mgiełki Mikołajki mini-recenzje minti shop. Zoeva Miss Selene Miss Sporty Mizon mleczko pszczele Montagne Jeunesse mój pierwszy raz mus do ciała muzyka My Secret nagrody najlepsi z najlepszych Nakręćmy się na wiosnę Natura Natura Siberica nic Niebanalne podsumowanie Nivea nowa kolekcja nowe książki nowy wygląd o mnie odkrycie roku odżywka odżywka do rzęs odżywka w sprayu olejek olejek do włosów ołtfit Organic Shop Organique Oriflame Original Source Orly Orsay OSZUSTKA P2 Pantene paznokcie Paznokciowy Team peeling Pepco Perfecta pędzle pianka do mycia ciała piaskowy pielęgnacja pielęgnacja twarzy pielęgnacja włosów Pierre Rene Pilomax płyn micelarny po raz drugi Podaruj Paczkę podkład podsumowanie pomadka porównanie postanowienie powitanie Poznaj Fabryczną! prawie debiut prezent promocja promocje przesyłki puder recenzja recenzja książki rimmel Rival de Loop Rossmann rozdanie rozświetlacz różne sally hansen Samantha Shannon saszetka Schauma Sekret Urody Sensique Serum siemię lniane słodycze Soraya stopy Super-Pharm Synergen szablon szampon szminka Święta Tag taka radość że hoho tanie a dobre The Body Shop The Sims 4 The Versatile Blogger Tkmaxx Tołpa ToniandGuy tonik tort tusz do rzęs Tutti Frutti twarz ubrania ulubieńcy roku ulubiona książka ulubione blogi ulubiony produkt Under20 urodziny Wet N Wild Wibo włosowe zdjęcia włosy wow zdążyłam na czas wszystko co lubię wycofywane produkty wygrana wyniki wysuszacz do paznokci/lakieru wyzwanie wzorek Yoskine YouTube Yves Rocher z życia wzięte zabawy zakupy zapowiedź zdobienie zestawienie Ziaja Zoeva żel do mycia twarzy żel pod prysznic życzenia
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka