Długo zastanawiałam się, jak zacząć pisać dzisiejszy post, bo dawno mnie tutaj nie było, długo się nie odzywałam, a mam wiele do opowiadania. :D Nareszcie nadszedł spokojny okres, kiedy to powinnam mieć nieco więcej czasu - z takich ważniejszych rzeczy zostały tylko kwietniowe egzaminy, ale do nich podchodzę na luzie. ;)
Zacznijmy od wojewódzkich konkursów przedmiotowych, o których sporo wspominałam Wam tutaj czy też na Instagramie. Z chemii zostałam finalistką (zabrakło mi 3 pkt do laureata, miałam 75%...), natomiast z niemieckiego (badum tssss) LAUREATKĄ, z czego mega się cieszę, bo szczerze mówiąc nie nastawiałam się na nic szczególnego. :D Pisemny był bułką z masłem (prócz idiomów), a ustny (przy pierwszym poleceniu trochę się zestresowałam, ale później poszło już z górki) będę miło wspominać w porównaniu do tego zeszłorocznego, kiedy to po wyjściu czułam się jak przejechana przez walec albo pociąg. :D
Między jednym a drugim konkursem miałam bierzmowanie - próby (i nie tylko :P) pochłonęły większość mojego czasu, ale przeżyłabym to wszystko jeszcze raz. I jeszcze, i jeszcze. Ciężko to opisać słowami, tak po prostu. ;)
Potem były moje urodziny i... Tak mi zleciał czas do połowy marca. :D
Dzisiaj postanowiłam, tak na rozkręcenie, napisać dla Was niewielkie, jak na dwa miesiące, denko. :) Nie ma żadnej kolorówki, ale właśnie dzisiaj robiłam w niej porządki, więc w następnym poście z tej serii będzie o niej więcej! :)
Na pierwszy ogień idzie coś, czego tak w zasadzie nie zużyłam do końca, bo nie byłam w stanie, a mowa tutaj o rokitnikowej odżywce 'Maksymalna objętość' Natura Siberica. Produkt okropnie obciąża włosy (nawet moje, co zdarzyło mi się po raz pierwszy...), jest bardzo gęsty, co utrudnia zmywanie odżywki. Po użyciu odżywki, prócz mega obciążenia, otrzymujemy też poplątane i tępe włosy. Na nieszczęście jest niesamowicie wydajna. Nie, nie i jeszcze raz nie - szkoda pieniędzy. ;)
Kolejnym produktem z rokitnikowej serii Natura Siberica jest maska do włosów zniszczonych, która w przeciwieństwie do swojego poprzednika, zdecydowanie służy moim kręcioło-falowańcom. Po użyciu włosy są miękkie, całkiem nawilżone, a dodatkowo naprawdę dobrze się kręcą. :) Jedyne, co mogę zarzucić temu produktowi to zapach (ale do przeżycia) oraz fakt, że przy regularnym stosowaniu nie widać tak spektakularnych efektów, dlatego warto używać jej na zmianę z czymś innym. ;)
Kolejne dwa produkty to kosmetyki pod prysznic. Pierwszy z nich to żel pod prysznic z zimowej edycji limitowanej Balea Frozen Breeze o zapachu maliny oraz fiołka. Miał fajny, fioletowy kolor, dobrze się pienił i słodko pachniał. Standard wśród Balea. ;)
Natomiast drugi żel należy do o wiele ciekawszych produktów. Mowa tu o olejku do kąpieli i pod prysznic jednej z mojej ulubionych serii Tutti Frutti o zapachu maliny i jeżyny. Miałam wcześniej peeling o tym samym zapachu i niesamowicie go polubiłam, więc łatwo sobie wyobrazić, jak ogromną radość sprawiło mi używanie tego produktu. :) Bardzo szybko ubywał mi z butelki, mimo że jego pojemność to AŻ 500 ML. Po prysznicu zapach roznosił się po całej łazience, a po otwarciu drzwi nawet i po całym piętrze. Początkowo martwiłam się, że brokat, który znajdował się w opakowaniu, będzie zostawał na ciele, lecz nic takiego nie zauważyłam. ;) Jedynym minusem tego olejku jest to, że w czasie mycia, jeśli tylko niezbyt ostrożnie będziemy obchodzić się z płynem, możemy pobrudzić pół wanny czy prysznica, bo niestety kolor dość dobrze wżera się w płytki. :D
I ostatnim (tak, ostatnim!) produktem, który zużyłam w ostatnim czasie, jest odżywka mango&aloes z Balea, wielokrotnie przewijająca się w moich denkach. Teraz możecie już odetchnąć z ulgą, bowiem to moje ostatnie opakowanie, jakie mam :D Dawno nie robiłam żadnego zamówienia z Niemiec oraz na początku marca kupiłam sobie ogromną, litrową maskę, która ma mi zastąpić ową odżywkę, czyli posłuży mi po prostu do mycia moich włosów na długości (nigdy nie sądziłam, że używanie szamponu TYLKO do oczyszczania skóry głowy da jakiekolwiek efekty :D). Nowym czytelnikom tylko napomknę, że Baleą myłam włosy, bo jako odżywka sama w sobie nic nie robiła. ;)
Hmmm.... I to byłoby na tyle, jeśli chodzi moje styczniowo-lutowe denko. Niewielkie, ale od czegoś trzeba zacząć. :D Odzwyczaiłam się od pisania na blogu, ale mam nadzieję, że jakoś wbiję się w postowy rytm. :D Chciałybyście poczytać o czymś szczególnym? ;) Może jakaś włosowa aktualizacja? ;)
Buziaki,
Fabryczna :)
P.S Od kilku dni zasłuchuję się w eurowizyjnej piosence Polski i muszę przyznać, ze niesamowicie mi się podoba! I do tego te piękne widoki w teledysku. <3 Osoby, które chciałyby jej posłuchać odsyłam na YT KLIK.
Ja już nie denkuję, straciłam motywacje ihih
OdpowiedzUsuńJa planuję zabrać się do roboty. :D
UsuńZastanawiałam się nad odżywką Natura Siberica, ale większość kosmetyków dodających objętości po prostu puszy mi włosy. Skoro mówisz, że odżywka obciąża włosy, to możliwe, że się skuszę- bardzo lubię taki efekt ;)
OdpowiedzUsuńTen zdecydowanie ich nie puszy, ale włosy po użyciu są takie... tępe? ;)
UsuńWow, moje gratulacje wyników w konkursach :). Ach, żele Balea bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńDzięki ;)
UsuńZ Twojego denka mam żel pod prysznic Balea i chyba jest to najlepszy zapach z jakim dotychczas miałam styczność :)
OdpowiedzUsuńŚwietne wyniki w konkursach, gratulacje!
Teraz używam innego, ale też z tej serii limitowanej i jestem nim zachwycona. :) Szkoda tylko, ze ten zapach się za długo nie utrzymuje. :(
UsuńMam ochotę na tą odżywkę Balea. Miałam wersję z czerwoną pomarańczą i była genialna :)
OdpowiedzUsuńTa jest taka średnia, na moich włosach szału nie zrobiła. :)
UsuńŁadnie Ci poszło, uwielbiam żele pod prysznic z Balea.
OdpowiedzUsuńSą naprawdę fajne, jak za tę cenę. ;) Do tego często wychodzę nowe limitki! :)
UsuńChętnie wypróbuję tę odżywkę z Balea za jakiś czas :)
OdpowiedzUsuńDo mycia włosów jest okej, ale jako odzywka średnio sobie radzi. ;)
UsuńOdżywkę z Balei lubię ale używam zgodnie z jej przeznaczeniem ;)
OdpowiedzUsuńU mnie tak uzywana nie daje efektów. ;)
UsuńMalutkie to denko ;) Uwielbiam żele Balea ale tego zapachu nie miałam ;)
OdpowiedzUsuńLimitka zimowa z tego roku, pewnie już niedostępna. :(
UsuńJa dopiero zaczęłam swoją przygodę z rosyjskimi kosmetykami.
OdpowiedzUsuńA co na razie uzywałaś? :)
UsuńSłabo Ewa, słabooo baty :D
OdpowiedzUsuńŻel balea czeka w koleje, podobnie jak Tutti frutti ale wersja z kiwi :)
Odżywki Balea używam teraz też ale różową i niezbyt :D
Do mycia włosów weź! :D Bo tak to są średnie :)
UsuńCoś pusto :D Ale przeczuwam, że następne będzie większe :D
OdpowiedzUsuńTak, już się większe szykuje :D Dwa szampony kończe :D
UsuńKiedys mialam balsam do ciala Balea Frozen Breeze. Pachnial przepieknie :-)
OdpowiedzUsuńZapach faktycznie bardzo ładny :)
UsuńGratuluję wyników w konkursach ;) właśnie mi przypomniałas, że gdzieś wsadzilam trzy nowe żele balea, pytanie tylko gdzie...
OdpowiedzUsuńDo szafki? :D Tylko której... :D
Usuńno dawno Cię nie było:P
OdpowiedzUsuńgratulacje, tak trzymaj:*
Trochę czasu minęło... :D
UsuńZawsze chcialam cos z Balea sprobowac :P
OdpowiedzUsuńWarto sięgnąć po żele :)
UsuńGratuluję wyników w konkursach. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTutti Frutti pachnie obłędnie :)
OdpowiedzUsuńOj tak! :)
UsuńMiałam odżywkę Balea mango i bardzo ją lubiłam :) Gratuluję wyników konkursowych :))
OdpowiedzUsuń