Czeeeść!
Pamiętaj, że czasami nasze wyobrażenie drugiej osoby niewiele ma wspólnego z tym, kim ona naprawdę jest.
Autor: John Green
Liczba stron: 400
Data premiery: czerwca 2013
Zarys fabuły, który pokrywa się z zarysem filmu
Quentin oraz Margo przyjaźnili się w czasie swojego dzieciństwa. Pewnego dnia odkryli coś strasznego, co podobno zmieniło wszystko. Chłopak kończy właśnie liceum i przez całą szkołę ani razu nie odezwał się do swojej dawnej przyjaciółki i miłości swojego życia. Nagle w nocy wpada do jego pokoju owa dziewczyna i razem wyruszają samochodem jego mamy w podróż - misję, która ma zmienić wszystko. Następnego dnia Margo znika. Zrozpaczony Quentin postanawia ją odnaleźć.
Każdy z nas zaczyna życie jako wodoszczelny
okręt. Ale potem przydarzają się nam różne rzeczy - ludzie nas
opuszczają albo nas nie kochają, albo nas nie rozumieją, albo my ich nie
rozumiemy, więc tracimy, przegrywamy i ranimy się wzajemnie. I okręt
zaczyna miejscami pękać. No, a kiedy okręt pęka, koniec staje się
nieunikniony.
Kwestie techniczne
Książka wydana została w miękkiej okładce ze skrzydełkami. Kolorystycznie oraz kompozycyjnie została wydana jak wszystkie powieści Johna Greena, przez co możemy je ładnie ustawić na półce. :)
Wiesz, na czym polega twój
problem, Quentin? Stale oczekujesz, że ludzie nie będą sobą. Tylko
pomyśl, mógłbym cię nienawidzić za to, że jesteś nieprzyzwoicie
niepunktualny, że nigdy nie wykazujesz zainteresowania niczym innym
oprócz Margo Roth Spiegelman, że praktycznie nigdy mnie nie pytasz, jak
mi się układa z moją dziewczyną - ale mam to gdzieś, człowieku, bo ty to
ty. Do licha, moi rodzice mają legiony czarnoskórych mikołajów, no i
dobrze. Tacy już są. Ja mam taką obsesję na punkcie pewnej internetowej
encyklopedii, że czasem nie odbieram telefonów od przyjaciół, a nawet od
mojej dziewczyny. I to też jest w porządku. Taki już jestem. Ty i tak
mnie lubisz. A ja lubię ciebie. Jesteś zabawny i bystry, i chociaż się
spóźniasz, w końcu zawsze przychodzisz.
mój ulubiony fragment
Opinia Ma
Zacznę od tego, że bardzo cenię Greena i jego twórczość, przeczytałam wszystkie jego książki i mam swoje perełki, jak i ogromne niewypały czy rozczarowania. Niestety ta pozycja należy do tej drugiej kategorii. Sam pomysł jest naprawdę ok, ale niestety dwójka głównych bohaterów NIEZWYKLE mnie irytowała. Mowa tu o Margo (która chyba wszystkich irytowała) oraz Quentinie. Niestety nie popieram myślenia chłopaka (czemu ci przyjaciele nie są na każde moje zawołanie?) i zdecydowanie lepszym bohaterem był Radar, który wyglądał na jedynego rozsądnego (jako jeden z nielicznych postanowi doprowadzić szanownego Q do pionu :D). Polubiłam również rodziców Q (jak na książkowych rodziców mieli sporo racji) oraz Lacey, która wcale nie jest tak pusta. ;)
Głównym motywem w tym dziele jest podróż i na początku wydawało mi się, że powieść drogi nie może być nudna i powtarzalna. Niestety lekko przeliczyłam się, bo myślę, że można było delikatnie skrócić ten objazd po budynkach. Sam tytułowy motyw papierowych miast jest ciekawy - słyszałam kiedyś o czymś takim, ale wykorzystanie tego to coś nowego w świecie literatury. :)
Język wiadomo, typowo młodzieżowy, sporo ciętego języka czy lekko sprośnych dowcipów (Ben!) oraz jakiś przekleństw - w końcu głowni bohaterowie to licealiści, młodzież i to do nich głównie słowa swe kierował John.
Podsumowując
Papierowe miasta, jak pewnie się wczytaliście, średnio przypadły mi do gustu, aczkolwiek najtragiczniejsze nie były. Na Lubimy czytać dostały ode mnie 6/10 za ciekawy pomysł oraz postacie, które wyróżniłam (rodzice, Lacey, Radar). Jak to zwykle bywa, książkę czyta się niesamowicie szybko, lecz czasami musiałam odłożyć lekturę na bok ze względu na szybko wzrastającą irytację. :D Niemniej jednak na kartach utworu możemy znaleźć naprawdę wspaniałe przesłanie, które często mi towarzyszy - warto je odkryć. :)
A jaki mam stosunek do filmu?
Jak zapewne wiecie, bo ciężko o tym było NIE SŁYSZEĆ, niedawno ( 31 lipca) miała swoją premierę ekranizacja książki Zielonego. Początkowo iść nie miałam, bo nie miało być mnie w domu, ale jakoś tak wyszło, że jednak się wybrałam i żałuję, że wydałam pieniądze na kino, bo spokojnie mogłam to obejrzeć w domu. Jest to w zasadzie typowy film dla młodzieży, lekki i pewnie większości się spodoba, ale po raz kolejny na własnej skórze przekonałam się, że nie przepadam za takim gatunkiem (wolę krew, walki, strach czy coś niebanalnego z niewielką albo znikomą ilością miłości). Niestety powycinali najlepsze elementy całej książki zostawiając suchą historię i nic więcej,a dodatkowo zostało napiętnowane to, co nie podobało mi się w papierowej wersji. Wszystkie dowcipy, które czytane wydawały się śmieszne, w filmie były dość żenujące, średnia kopia pierwowzoru. Jedynym plusem jest zakończenie - zupełne inne, ale zarazem o wiele lepsze, niesamowicie przypadło mi do gustu. :)
Lubicie taki gatunek, czyli coś a'la młodzieżówka? Papierowe miasta jako film zostały zakwalifikowane do romansu i czy ja wiem... Choć z drugiej strony nie wiem, pod co innego to podciągnąć. :D
Widzieliście film lub czytaliście książkę? Znacie Greena? :)
Pozdrawiam, Fabryczna :)
Język wiadomo, typowo młodzieżowy, sporo ciętego języka czy lekko sprośnych dowcipów (Ben!) oraz jakiś przekleństw - w końcu głowni bohaterowie to licealiści, młodzież i to do nich głównie słowa swe kierował John.
Podsumowując
Papierowe miasta, jak pewnie się wczytaliście, średnio przypadły mi do gustu, aczkolwiek najtragiczniejsze nie były. Na Lubimy czytać dostały ode mnie 6/10 za ciekawy pomysł oraz postacie, które wyróżniłam (rodzice, Lacey, Radar). Jak to zwykle bywa, książkę czyta się niesamowicie szybko, lecz czasami musiałam odłożyć lekturę na bok ze względu na szybko wzrastającą irytację. :D Niemniej jednak na kartach utworu możemy znaleźć naprawdę wspaniałe przesłanie, które często mi towarzyszy - warto je odkryć. :)
A jaki mam stosunek do filmu?
Jak zapewne wiecie, bo ciężko o tym było NIE SŁYSZEĆ, niedawno ( 31 lipca) miała swoją premierę ekranizacja książki Zielonego. Początkowo iść nie miałam, bo nie miało być mnie w domu, ale jakoś tak wyszło, że jednak się wybrałam i żałuję, że wydałam pieniądze na kino, bo spokojnie mogłam to obejrzeć w domu. Jest to w zasadzie typowy film dla młodzieży, lekki i pewnie większości się spodoba, ale po raz kolejny na własnej skórze przekonałam się, że nie przepadam za takim gatunkiem (wolę krew, walki, strach czy coś niebanalnego z niewielką albo znikomą ilością miłości). Niestety powycinali najlepsze elementy całej książki zostawiając suchą historię i nic więcej,a dodatkowo zostało napiętnowane to, co nie podobało mi się w papierowej wersji. Wszystkie dowcipy, które czytane wydawały się śmieszne, w filmie były dość żenujące, średnia kopia pierwowzoru. Jedynym plusem jest zakończenie - zupełne inne, ale zarazem o wiele lepsze, niesamowicie przypadło mi do gustu. :)
Lubicie taki gatunek, czyli coś a'la młodzieżówka? Papierowe miasta jako film zostały zakwalifikowane do romansu i czy ja wiem... Choć z drugiej strony nie wiem, pod co innego to podciągnąć. :D
Widzieliście film lub czytaliście książkę? Znacie Greena? :)
Pozdrawiam, Fabryczna :)
Gwiaxzd Naszych Wina mi się nie podobała... nie mam duzychoczekiwań wobec tej pozycji :D czuje w kościach, że bedzie klops :D
OdpowiedzUsuńksiążkę też czytałaś? :)
UsuńO właśnie, zadaje te same pytanie co Zaczarowana. :D
UsuńWidziałam i czytałam :) Książka rzeczywiście średnia, nie zła, ale liczyłam na coś lepszego :D Film za to mi się podobał! Mogę pokusić się o stwierdzenie, że film był lepszy niż książka - jak nigdy :D Ale i tak gwiazd naszych wina - ulubione! :D
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w ostatnim zdaniu - GWN to najlepsze książka Zielonego,a zaraz za nią jest "Will Grayson, Will Grayson". :D
UsuńJakoś mnie ta książka kompletnie nie zaciekawiła :P. Coś czuję, że bym się męczyła czytając :P
OdpowiedzUsuńMoże. :P
UsuńSkończyłam czytać "Kwiaty na poddaszu" i muszę przyznać, że bardzo mi się podobała i z niecierpliwością czekam aż będę mogła sięgnąć po drugą część! :D
Książki nie znam, film mnie nie kusi.. Jakoś zupełnie nie ciągnie mnie do tego tytułu ;)
OdpowiedzUsuń;)
UsuńZawsze jak ksiąka nam się spodoba to nie maco jej sobie psuć filmem :(
OdpowiedzUsuńJejciu nie mogę się przyzwyczaić do tego szablonu ! :P
Tak? :D Bardziej do układu czy do kolorystyki? :D
UsuńZdecydowanie do kolorystyki ! :P
UsuńOkej już widzę, że te papierowe miasta to zupełnie nie moja bajka, zresztą nie ma chyba nic bardziej irytującego niż denerwujący bohaterowie główni. Teraz jak wspomniałam czytam Fionovarski Gobelin, ale już zadecydowałam, że następny będzie ten Twój Czas Żniw :D Dam mu szansę, no i oprócz Twojej ekscytacji ma fajne oceny i recenzje także poznam Naczelinka :D
OdpowiedzUsuńTaaak! :D W zasadzie to Czas Żniw mym skromnym zdaniem nie jest młodzieżówką, bardziej fantastyką. ^^ I główna bohaterka jest naprawdę fajna, nieirytująca. :D
UsuńNie czytałam, ale mam i zamierzam w wolnej chwili po nią sięgnąć. Mam nadzieję, że bohaterowie nie będą mnie irytować ;P
OdpowiedzUsuńMoże, niektórym książka się bardzo podobała. :)
UsuńJa oglądałam Papierowe Miasta,film nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Książki niestety nie czytałam.Natomiast co do nowości kinowych to ostatnio byłam na "Małym Księciu" -zdecydowanie bardziej warte wydania pieniędzy na bilet niz owe Papiierowe Miasta :)
OdpowiedzUsuńWahałam się właśnie nad "Małym Księciem" i potem żałowałam, że się nie wybrałam - trudno, czasami tak bywa. :)
UsuńNie słyszałam ani o filmie ani o książce.
OdpowiedzUsuń