Ostatnie 3 dni są bardziej produktywne niż całe 2 tygodnie ferii. :D W końcu się zmobilizowałam i usiadłam do chemii przerabiając przy tym cały dział poświęcony pochodnym węglowodorów (matko, musiałam aż się przespać z estrami, bo mój mózg przestał chyba pracować :D). Z niemieckiego też nareszcie coś ruszyłam, bo pouczyłam się trochę słówek, pogadałam sama do siebie i zaczęłam powtarzać rekcję. Przeczytałam też pierwszy rozdział lektury na polski - brawo ja! :D
W ferworze pakowania na wyjazd zapomniałam zabrać ze sobą aparat, więc musiałam improwizować z moim telefonem - myślę, że wyglądają całkiem nieźle mając na uwadze fakt, że wszystkie zdjęcia prócz ust były robione przy sztucznym świetle, ale ocenę pozostawiam Wam. :) Niestety mam ważenie, że jakość zdjęć po wgraniu się popsuła - czy to wina Bloggera czy jakość jest do niczego? :D
Kilkanaście dni temu w ulubieńcach roku pokazywałam Wam matowe pomadki Golden Rose z serii Velvet Matte. Swoją pierwszą sztukę w kolorze 02 dostałam od Fram w ramach Mikołajek, natomiast numer 12 kupiłam sobie sama jakiś czas temu na Ladymakeup. Jeśli jesteście ciekawi, jak te kolory prezentują się na moich ustach i czy mam jakieś zastrzeżenia co do samych produktów to czytajcie dalej. :)
Opakowania Velvet Matte są całkiem normalne za wyjątkiem ich naprawdę fajnego sposobu otwierania - skuwki delikatnie zsuwają się do końca i twardo siedzą na swoich miejscach, nie przemieszczając się nawet podczas podróży.
Jak pewnie zauważyłyście na zdjęciach te same produkty mają różne loga, ale wynika to po prostu ze zmiany, jaką przeprowadziła firma Golden Rose. :) Mi zarówno jedno, jak i drugie się podoba.
O zapachu chyba nie warto wspominać, bo nie zwraca na siebie większej uwagi - taki ot, szminkowy, ale nie babciny, mniej nachalny po prostu. Niestety, muszę przyznać z bólem serca, że nie są to najsmaczniejsze pomadki na świecie :D Nie wiem nawet, jak określić ich smak - mocno słodkawy połączony ze smakiem szminki. Niezwykle charakterystyczny i z tym przede wszystkim kojarzą mi się Velvet Matte. :D
Rozpisałam się o smaku, ale to przecież działanie jest najważniejsze! Aplikacja szminki na usta jest niezwykle prosta i bezproblemowa. Sztyft gładko po nich sunie, ale trzeba uważać, aby nie wyjechać poza kontur ust, co przy matowych pomadkach jest bardzo widoczne. Jeśli szybko poprawicie niewielki błąd to nie będzie śladu, ale trzeba to robić bardzo sprawnie, ponieważ pigment łatwo wgryza się w usta i gdy już do tego dojdzie to tylko płyn do demakijażu sobie z tym poradzi. :)
Według producenta są to produkty matowe, ale moim zdaniem ich wykończenie jest satynowe W KIERUNKU matowego. Nie są tępe (choć pierwsze 2-3 użycia zwiastowało coś zupełnie innego), a usta po ich noszeniu nie wyglądają jakoś szczególnie źle (ale przyznaję bez bicia, że nie używam ich codziennie). Ich niezwykła kremowość przekłada się na komfort noszenia. Pomadki nie wylewają się poza kontur ust, nawet ten ciemniejszy kolor. :)
Co z ich trwałością? Jest naprawdę dobra, szczególnie numer 12 trzyma się dość długo na ustach. Podczas jedzenia zjada się pierwsza warstwa, ale pigment ciągle pozostaje. :) Musicie jednak wiedzieć, że całodziennej/całonocnej imprezy nie wytrzyma. Poprawek bez lusterka w przypadku 12 bym nie proponowała, z 02 może się to udać nawet w "polowych" warunkach. :D
Od góry: 02,12 |
02 to brudny róż, idealny dzienny kolor. W żadnym wypadku nie jest trupi i przy mojej karnacji wygląda dość naturalnie. :)
O czym jeszcze nie wspomniałam? Zdecydowanie o ich cenie, która wręcz szokuje, jeśli zestawimy ją z jakością, jaką otrzymujemy. Za 4,2 g szminki płacimy około 13 zł. Velvet Matte możecie kupić w sklepach stacjonarnych, na ich firmowych wysepkach, w internecie czy też w małych, osiedlowych sklepikach :)
Moim zdaniem Velvet Matte to genialny produkt za stosunkowo niską cenę. Szkoda tylko, że w moim mieście nie ma ich stoiska, bo na pewno więcej produktów Golden Rose znalazłoby się w mojej kosmetyczce. :)
Na pewno znacie te pomadki, ale czy używałyście już ich? Jaki jest Wasz ulubiony kolor? :)
Pozdrawiam,
Fabryczna :)